wtorek, 2 czerwca 2015

22 - Powrót

No to mnie troszkę nie było....
Fajny byłby powrót w glorii i chwale, że nie wiem, wszystko u mnie w porządku, że schudłam do tych 50 kg.... niestety.
55 utrzymywało mi się naprawdę długo.
Patrzę na to o tyle pozytywnie że waga stoi a ja w pewnym momencie nie miałam już jak ćwiczyć czy pilnować diety.... tyle się działo. Jadłam, i to jadłam normalnie. Czyli przeszłam etap stabilizacji, to teraz pora znów zacząć walczyć.
I wiecie co?
Dziś stanęłam na wadze.
54,4
Normalnie nie wierzyłam, trzy razy poprawiałam wagę żeby sprawdzić czy przypadkiem znowu mnie nie oszukuje. Ale nie, cały czas uparcie pokazywała 54,4.
Jeszcze 4,5kg i przekroczę kolejny próg^^

Myślę nad zakupem jakiegoś suplementu. Ostatnio jest sporo w promocji, tylko nie wiem na co się zdecydować. Wiem że na samych tabletkach nie schudnę, ale jakieś wspomaganie byłoby miłe, bo ćwiczę, łażę na spacerki po 10km,... i za dużo to nie dało >.<

Usłyszałam ostatnio ciekawostkę - odchudzanie na napojach izotonicznych. Myślę że warto spróbować, bo są one zdrowe i faktycznie potrafią porządnie oczyścić organizm. No więc piję dwie butelki Oshee zero dziennie. Plus woda oczywiście.

O dziwo wciąż jestem z M. mimo wszelkich dram @o@ niedługo znowu się widzimy i już się nie mogę doczekać. Zależy mi, chcę być z nim szczęśliwa,  a to wymaga porządnej rozmowy i pracy nas obydwojga.
Wszystko się ułoży...


mój bilans z dzisiaj:

1kg Truskawek - 280 kcal
4 kanapki z wieloziarnistego pieczywa - 448 kcal
papryczki - 11 kcal
oshee - 15 kcal
kawa - 0 kcal

suma: 754 kcal

W sumie sporo.... Jutro ograniczę się do 2 kanapek.
Idę zajrzeć co u was kruszynki.
Marie





czwartek, 26 lutego 2015

21 - ledwo ale żyję. chyba

Przepraszam że znowu tyle nie pisałam. Postaram się teraz wziąć za siebie, za pisanie i komentowanie.
Waga wciąż nie spada. Ale przy tym jak musiałam jeść w ostatnich dniach cieszę się że nie wzrosła. Jeśli teraz znów zetnę kalorie powinnam znów zacząć chudnąć.
Dalej nie poszłam do szkoły... Rewelacja.
Usiłowałam zerwać z M. Ale nie bo nie. On nie chce no to nie. No i jak już to mam mu to powiedzieć w twarz na żywo. Rewelacja przy związku na odległość. Ale dobra.
Znowu zaprzyjaźniłam się z żyletką. Miałam tak kompletnego doła, taką pustkę w środku, że naprawdę nie chciało mi się żyć. Myślałam czy mam wystarczającą mieszankę leków żeby to zakończyć..... zwalczyłam jednak te myśli za pomocą kilku cięć przez skórę. Więc teraz mam czerwone krechy na nogach i ręku. Ale przynajmniej czuję że żyję. Boję się tylko co będzie jak ktoś zobaczy. Trudno będzie to zwalić na zabawę z kotem tym razem....
Co jem teraz?
- Pieczywo chrupkie - 110 kcal
- z guacamole - 150 kcal
- rukola - 26 kcal
- kukurydza - 50 kcal
- energol light - 6,6 kcal
- kawa - 0 kcal
suma: 342,6 kcal

Już dwa czy trzy dni.
Po kilku dniach gdy był u mnie M, czułam się ciężka i gruba. On pilnuje żebym jadła, fuj. Co gorsza, miałam etap jak przed okresem, że ciągle chciało mi się jeść i nie bardzo miałam owoce.... ale pilnowałam by jeść max 800 kcal dziennie.
Wczoraj wieczorem zrobiłam sobie oczyszczanie - dużo wody i błonnika + herbatka i dzisiaj czuję się dużo lżej.  Jutro powinnam zobaczyć na wadze 55.
Postanowiłam przewalczyć głosy w mojej głowie. Jestem silna, osiągnę perfekcję.
A jak tam u was kruszynki?
Marie




wtorek, 17 lutego 2015

20 - powrót do domu

Wciąż 56 kg
Weekend był... trudny.
Spotkałam się z M. pogadaliśmy, jednak gdy prawie zaczęłam mu mówić o głosach w mojej głowie ktoś nam przeszkodził. Temat zniknął.
Ale już jestem bliżej niż dalej.

Bilanse? Makabra. W piątek doszedł mi snack wrap i sałatka z sosem jogurtowo-koperkowym.
W sobotę knysza z warzywami, sałatka i McWrap.
Niedziela to knysza i zapiekanka ze szpinakiem.
Nawet mi się nie chce liczyć ile to kalorii.
Poniedziałek.... Nie wiem. Dużo. Potem zwymiotowałam.
Zaczynam zawalać. Dwa miesiące wytrzymałości i ciężkiej pracy, 8 kg na minusie i teraz to marnuję.
Nienawidzę jeść. Muszę wrócić do niskich bilansów, a jeśli nie dam rady, wymiotować to co zjem. Może wtedy się nauczę.
Ja wiem w co się pakuję. Robię to w pełni świadomie i jest to mój wybór. Ale nikogo do tego nie zachęcam, a wręcz wolałabym byście jadły zdrowo i rozsądnie, a nie pakowały się w taką paranoję jak ja to zrobiłam.

Postanowione - po weekendzie wracam do szkoły. Plik zwolnień gotowy, psychicznie staram się nastawić do powrotu.... ale nie chcę. Nie dam rady znów widywać się tak o z ludźmi. Nie chcę.
Boli mnie głowa.... zaraz wychodzę do lekarza.

Wzrostu mam 158 cm. Przy tym wzroście naprawdę czuję się jak słoń ze swoją wagą....
Wybaczcie że dzisiaj krótko, serio nie czuję się najlepiej.
Dziś przyjeżdża M. Nie wiem co z tego będzie... Ale są postępy. Napisał że chce przyjechać, bo tęskni.
I wreszcie skończyłam czekoladki. Dziś mu je dam ^^

Trzymajcie się chudziutko Kruszynki kochane.
Marie Frost-Blue :*




piątek, 13 lutego 2015

19 - nienawidzę czekolady

56,2 kg
Niedobrze mi....
Nie mam pojęcia czemu, po prostu mnie muli strasznie. Wszyscy naokoło jedzą, mlaskają, ciamkają, chrupią i te zapachy – kanapki, wafelki, słodkie bułki, wszystko wymieszane.... fuuuj!

Przez cały tydzień nie miałam jak właściwie napisać notki, ani wam porządnie pokomentować. Przepraszam. Zaczynałam pisać kilka razy, ale nie mogłam skończyć, zacinałam się po jednym akapicie. Może powinnam zacząć wrzucać krótsze notki po prostu i się tak nie starać?

Moje bilanse w ostatnich dniach? Kiepskie. Zapewne dobiłam do 500kcal, a tak naprawdę najbardziej chciałabym się utrzymywać na poziomie poniżej 300. No może nie najbardziej, najbardziej to gdzieś przy 100. ale to z czasem.
Dlaczego 500? Winowajcą są walentynkowe czekoladki. Nie mogę patrzeć na czekoladę... Jak już pisałam – nie jestem fanką słodyczy. Jak już mam coś zjeść to muszę mieć ochotę. A ostatnio nie mam. A musiałam próbować czekolady, czekoladowych kremów, nadzienia do czekoladek... bleee. Jeszcze jak sobie dłoń gorącą czekoladą oblałam kilka razy, to pierwszy odruch – zlizać żeby nie było oparzenia. Od pewnego momentu co kilka minut myłam ręce by się tej czekolady pozbyć. Nie dość że mam teraz dość słodyczy, to jeszcze te kalorie.

W tłusty czwartek z kolei ciągle ktoś proponował mi pączki. Nie mogę jeść pączków bo mnie brzuch potem boli. A nawet jak byłam u kumpeli, weszła w pewnym momencie jej mama z talerzem pełnym tego tłustego paskudztwa że specjalnie dla nas przyniosła więcej.
Co gorsza do niektórych nie dociera zdanie 'nie mogę jeść smażonych słodyczy, bo mnie po nich boli brzuch'. Hasła że jest się na diecie, albo się czegoś nie lubi, zwykle nie słyszą w ogóle, więc dobrze że mam drugą wymówkę.
Patrzyłam też jak mój znajomy je pączka. Zaczęło mnie mdlić od samego widoku, ten okropny lukier, świadomość jakie to tłuste i słodkie i kaloryczne i jak musi cuchnąć tym tłuszczem....
Z kolei jak byłam w lidlu patrzyłam na tamtejsze świeże wypieki - pizzerinki, paszteciki, bagietki czosnkowe, czy bułki z serem. I cieszę się że byłam w stanie powiedzieć sobie, że wcale tego nie potrzebuję i nie chcę, że to tylko 10 minut smaku, a plus 200-300 kcal do bilansu, które tyko by mnie przyprawiły o dołka.

Boję się że nie dam rady tych 5 kg do końca miesiąca osiągnąć. Zatrzymało mi się na 56 i stoi. Może chociaż do 54 dam radę...

Dokładne bilanse z tygodnia:

poniedziałek:
- owsianka - 40 kcal
- ćwierć grapefruita - 25 kcal
- jabłko - 70 kcal
- kawa - 0 kcal
- 100g serka wiejskie light - 85 kcal
- łyżka makaronu z sosem - 50 kcal
suma: 270 kcal

wtorek:
- owsianka - 40 kcal
- kawa - 0 kcal
- energol - 8 kcal
- 100g liczi - 66 kcal
- 400g kapusty kiszonej - 85 kcal
suma: 199 kcal

środa:
- owsianka - 35 kcal[tym razem płaska łyżka i bez łyżeczki mleka]
- kawa - 0 kcal
- 3 pierogi – 115 kcal
- czekolada – DUŻO kcal
suma: z 500 kcal = dużo za dużo

czwartek:
- owsianka – 35 kcal
- kawa – 0 kcal
- sushi – 100
- makaron z sosem brokułowym – 150 kcal
suma: 285 kcal

piątek
- owsianka – 35 kcal
- kawa – 0 kcal
- kanapka – 70kcal
nie wiem czy jeszcze czegoś dziś nie zjem.

Zabawne jest że do tej pory nikt nie zauważył że prawie nie jem. M. się trochę śmieje, ale jak dotąd wydaje mu się że wszystko jest okej. G.[mój były] w ogóle komentuje że tak dobrze wyglądam i że martwił się kiedyś o moje odchudzanie, a teraz tak mądrze do tego podeszłam i zdrowo... błogosławiona niewiedza. Mama jeszcze śmieje się, że jej dziecka jest coraz mniej.

Myślę nad rozstaniem z M. To wszystko zaczyna być po prostu za ciężkie.
Daphne - Mieszkamy od siebie około 110 km. To samo województwo, ale ja w dużym mieście on w małym miasteczku.
A co do głosiku... depresja strasznie niszczy. Wróg który siedzi w tobie...










niedziela, 8 lutego 2015

18 - nie istnieję

Ostatnie trzy dni znowu nie miałam jak pisać.
Ostatnio waga pokazała 56,5 kg.
Nareszcie.
Mimo że jak byłam u tej znajomej, ona upiekła ciasto i kawałek zjadłam - trochę nie miałam jak nie zjeść, a i tak wykręciłam się od kanapek, paluszków i czegoś jeszcze, powtarzając że przed wyjściem zjadłam duży obiad[podpowiedź: oczywiście że nie zjadłam]. Ale za to wróciłam spory kawałek do domu na piechotę - 4 km.

piątek:
- owsianka - 40 kcal
- ćwierć grapefruita - 25 kcal
- kawa - 0 kcal
- 4 pierogi - 150 kcal
- kiwi -  42 kcal
suma: 257 kcal

sobota:
- owsianka - 40 kcal
- kawa - 0 kcal
- kiwi - 42 kcal
- jabłko - 70 kcal
- piwo - 245 kcal
- makaron z sosem - 200
suma: 597 kcal

niedziela:
- owsianka - 40 kcal
- kawa - 0 kcal
- ćwierć grapefruita - 25 kcal
- makaron - 100 kcal
- jabłko - 70 kcal
suma: 235 kcal

Spędziłam dwa dni z moim mężczyzną. Chociaż to za dużo powiedziane. Ot siedzenie razem w pracy, potem jedno piwo, którym się właściwie upiłam i spanie razem - znowu się nie wyspałam, po tym tygodniu 6 godzin to mało, zwłaszcza że całą noc było mi zimno. Potem przez cały dzień zasypiałam.
Smutno mi o tyle, że mógł u mnie zostać jeszcze na noc i pojechać w poniedziałek rano. Ale wolał pojechać.
To boli.
Za tydzień widzimy się w jeszcze gorszych warunkach. Może na koniec miesiąca przyjedzie.
Ha ha.
Mam dość już głosów w mojej głowie.
Nawet jeśli mam dobry dzień, jak w piątek, gdy waga pokazała 56,5 kg[to już 7,5kg, od połowy grudnia!] i tak później zaczyna robić się źle.
Ten szept z tyłu głowy, który mówi mi że i tak jestem gruba i beznadziejna. Że nikogo nie obchodzę i tak naprawdę jestem niepotrzebna, a jeśli jeśli już to czysto praktycznie. No bo cóż, dzięki mnie mój mężczyzna mógł wygodnie przespać się w łóżku, zamiast na podłodze sali gimnastycznej w śpiworze. potem nie miał powodu zostawać prawda? Brak bliskości, ciągła cisza i ta tęsknota - są momenty kiedy jest u mnie, a ja mam wrażenie jakby wcale go nie było... albo to mnie nie ma.
Przepraszam. Ja wiem że ciągle piszę tylko o nim. Ale czuję się tak cholernie pusta i samotna...
A cokolwiek się nie dzieje, ten cichy głosik przypomina mi co ze mną nie tak i dlaczego.
Jestem strasznie zła na siebie za sobotę. Nie powinnam pić tego piwa, tym bardziej że gdybym go nie wypiła, nie nawtykałabym się później tak makaronu. Brzydzę się sobą.W niedzielę też powinnam była iść spać, a nie brać się za obiad i jabłko, przecież nikt mnie nie pilnuje z jedzeniem. Ale wiem już że nie powinnam jeść jabłek. Po nich robię się tylko jeszcze bardziej głodna.
Muszę być silna, muszę się wziąć za siebie i wytrzymać. Nie mogę dać się tak o głodowi, nie mogę pozwolić by to głód mną rządził, to ja mam kontrolować swoje ciało. Dla mnie te prawie 600 kcal to jak napad. Muszę pilnować by utrzymać się poniżej 300.

Postarałam się dzisiaj zćwiczyć nadmiar jedzenia, mam nadzieję że się udało.

Seikatsu Yume - przepraszam że odpisuję dopiero teraz na twój komentarz. Właściwie to prawie nie oglądam anime, ostatnio kilka bardzo dziwnych serii jakie aktualnie wychodzą, ale nie bardzo mogę je polecić, chyba że lubi się skrajne koszmarki:
Yuri Kuma Arashi - seria z wątkami yuri, niedźwiedziami które zamieniają się w dziewczynki by zjeść inne dziewczynki.
Binan Koukou Chikyuu Bouei-be Love - magical boys, będące ciężką parodią serii z magicznymi dziewczynkami.
Planuję się zabrać za Akatsuki no Yona, ale u mnie zabieranie się za anime to długa droga. Znaczeni łatwiej i częściej czytuje mangi, głównie online ostatnio. Ale dziwi mnie to co mi odpisałaś u siebie - nie masz empiku ani kiosków większych u siebie w mieście? Bo jak pamiętam nawet w Ruchu można było mangi kupić. Poza tym jest chyba już sporo polskich stron ze skanlacjami?[jak coś, ja nie wiem, czytam tylko po angielsku, czasem po japońsku]

Annie  - Włosy mam niebieskie już parę lat, a jak wreszcie uda mi się kupić farbę[bo nigdzie jej nie ma ostatnio><] To postaram się zrobić zdjęcie i wstawię^^ Z wysypianiem które zaplanowałam na piątek wyszło tak że jak położyłam się o 6 to od 7 rozdzwonił mi się telefon... Zawsze coś. Może jutro nie będę musiała się świtem zrywać.

W ogóle, wyleczyłam się ledwo ledwo[ciągle kaszlę jakbym miała płuca wypluć] i dostałam zapalenia spojówek. Brawo ja. Czy ja kiedyś wyzdrowieje?

No to się wygadałam i lecę czytać wasze blogi.







czwartek, 5 lutego 2015

17 - chciałabym zniknąć...

wczoraj:
- owsianka - 40 kcal
- kawa - 0 kcal
- 4 pierogi - 150 kcal
- papryka - 26 kcal
- alkohol - 100
suma: 316 kcal

Dzisiaj:
- owsianka - 40 kcal
- ćwierć grapefruita - 25 kcal
- kawa - 0 kcal
suma: 65 kcal
Do tej pory. zaraz wychodzę, ale mam nadzieję i myślę że raczej za bardzo nic nie zjem. zwykle pisze bilanse w nocy, już w łóżku, żeby mieć pewność że to wszystko.

Nie poszłam w końcu do koleżanki oglądać ciuchów, bo napisała mi że idziemy do knajpy pić. Okeeej... Dostałam szota, a poza tym intensywnie odmawiałam mimo że mówiła że stawia. W końcu ona się upiła, jej chłopak, mój były, a ja jedna z całej czwórki trzeźwiuteńka. Namawiała mnie potem cały czas bym przyjechała do niej następnego dnia, ale jakoś mi się nie chciało... ona mieszka na drugim końcu miasta, naprawdę daleko, godzina tłuczenia się komunikacją i druga strefa. Koniec świata. Ale w końcu zaraz wychodzę i jadę.

Gadałam z moim mężczyzną... Chociaż dalej trudno nazwać to rozmową. Skończył już to co miał zrobić, ale dalej zmusić go do choćby odpowiedzi na to co do niego piszę.... Nie wiem.
Pada śnieg.
Czuję w środku nieznośne zimno. Tęsknię za nim, ale uczucia we mnie stają się coraz bardziej nieznośnie gorzkie. Ja tak chyba nie umiem. Taka ciekawostka - bardzo rzadko się całujemy. przytula mnie też bardzo rzadko. Lubię zasypiać w niego wtulona, ale to jakby jedyny moment prawdziwej bliskości między nami w ciągu dnia. Chodzimy zawsze za rękę, ale przy tym prawie nie rozmawiamy i zawsze wtedy zastanawiam się co jest nie tak. Bo ja usiłuję zaczynać rozmowę, jednak i tak zwykle wszystko cichnie...
Wątpliwości.
Czy to ma jakikolwiek sens tak naprawdę? Dlaczego mam wrażenie że tylko ja staram się dopasować jak idiotka?
Odległość i niemożność porozmawiania nie wpływają dobrze na takie myśli...
Kiedyś, jeszcze zanim byliśmy razem, napisał mi że mam bardzo niską samoocenę. Jak to jest że odkąd z nim jestem spadła ona jeszcze bardziej? Dlaczego przez większość czasu jestem smutna, zamiast być szczęśliwa że jestem z tak wspaniałym człowiekiem? Czuję się kompletnie bezwartościowa...
I wiecie co? O 2 nad ranem zaczęłam przemeblowywać pokój..... Mam nadzieję że sąsiedzi mnie nie zjedzą.... Położyłam się w końcu o 6tej. Zastanawiam się ile kalorii mi się udało spalić? Mam nadzieję że dużo. Mam nadzieję że więcej niż zjadłam.

Dzisiaj też. Dalej przestawiam meble układam pokój. Może uda się by był to początek nowego porządku w życiu? Tylko teraz mam po prostu kompletny bajzel @.@ Jak wrócę skończę, bo jak teraz będę próbowała to w końcu nie wyjdę...
Boli mnie głowa.... powinnam wreszcie położyć się jakoś normalnie i wyspać.







wtorek, 3 lutego 2015

16 - niepotrzebna

wczoraj:
owsianka z otrębami - 70 kcal
kawa - 0 kcal
4 pierogi - 150 kcal
liczi 200g - 100 kcal
pomidorki cherry 150g - 23 kcal
niecałe pół gruszki - 30 kcal
suma: 373 kcal

dzisiaj:
- owsianka z otrębami - 40 kcal
- kawa - 0 kcal
- pół gruszki - 30 kcal
- kanapka - 70 kcal
- kęs cheesburgera - 20 kcal
- enegetyk light - 10 kcal
- 4 pierogi - 150 kcal
suma: 320 kcal

To wszystko mnie przytłacza.
Przez te pierogi dostałam dziś prawie histerii.
Miałam w pełni zaplanowane posiłki, i wyliczone że mogę je zjeść. Jednak nie wzięłam pod uwagę, że wrócę do domu po 22... I powinnam była ich nie jeść. Za karę zrobiłam dodatkowe 300 brzuszków.
Dlaczego ja ze wszystkim muszę być tak niechlujna? Przecież wystarczyłoby w moim życiu trochę dokładności i bym wszystko była w stanie sobie ułożyć i osiągnąć. Nie, ja muszę na odwal się, i zawsze coś spierdolę. Albo robię na ostatnią chwilę.
Boli mnie głowa.
Mój mężczyzna się do mnie praktycznie nie odzywa odkąd wyjechał. Ot kilka zdań wymienionych na fb. Pięć dni. Wiem może być zajęty.... ale choćby kilka minut na telefon mógłby znaleźć...
Tęsknię za nim.
Na dodatek mam wrażenie że te kilka zdań odpisał mi z wyraźną niechęcią, na przymusie.... Nie wiem, pewnie popadam w paranoję.
Czuję się naprawdę kompletnie beznadziejna.
Na dodatek dowiedziałam się wczoraj że panna z którą mój były chłopak krótko chodził waży 38 kg. Tak, jakbym nie miała wystarczającego wrażenia że jestem żałosna i spasiona, bo przez ostatnie dwa tygodnie zeszłam raptem kilogram.
Nie poczuję się lepiej dopóki nie będzie poniżej 55 kg.
W ogóle, wszystkie robicie jakieś postanowienia na luty. Ja też mam jedno: 5 kilo w dół, do końca miesiąca minimum.
W sobotę widzę się z moim mężczyzną. Konwent. Tak naprawdę nie wiem czy chcę. Wolałabym poczekać do końca miesiąca.... nawet walić walentynki.... Chociaż już postanowiłam że zrobię mu czekoladki. Nie będę mogła jeść dzień przed i dzień po, bo koniecznie muszę spróbować, czy czekolada i nadzienia będą dobre. Mam już kilka przepisów, muszę jeszcze dostać gdzieś odpowiednią czekoladę @.@ Nie jestem fanką słodyczy, ale chcę zrobić coś szczególnego...
W ogóle gubię się już trochę w waszych blogach, jest ich tyle, tak bardzo chciałabym wam wszystko komentować, ale nie daję rady... Muszę się skupić na treści, bo każda z was jest ważna jako jednostka i chcę do każdej podejść indywidualnie...

Obejrzałam dwa filmy o anoreksji. I zaczęłam szukać mang w temacie i... dowiedziałam się ciekawej rzeczy. Temat zaburzeń odżywiania jest właściwie Tabu w Azji. Przy ciągłym parciu na jak najszczuplejszą sylwetkę i piękno - powinno być to powszechne. I pewnie jest. A jednak się o tym nie mówi. Mang jest zaledwie kilka, w kilku temat jest wspomniany. Ale będę grzebać dalej.

Znajoma zaprosiła mnie na jutro do siebie bo ma dużo ciuchów do oddania i może coś na mnie będzie pasować. Nie wiem czy będę w stanie. Znów nie śpię prawie całą noc. Dzisiaj byliśmy grupą w Złotych, wszyscy byli głodni. Kupiłam 4 cheeseburgery i im dałam, tylko jednego gryza wzięłam. Zaczęłam być silna. Nareszcie.

Ale wciąż czuję się wszystkim niepotrzebna....

Aha. A włosy mam niebieskie.


IU <3