wtorek, 2 czerwca 2015

22 - Powrót

No to mnie troszkę nie było....
Fajny byłby powrót w glorii i chwale, że nie wiem, wszystko u mnie w porządku, że schudłam do tych 50 kg.... niestety.
55 utrzymywało mi się naprawdę długo.
Patrzę na to o tyle pozytywnie że waga stoi a ja w pewnym momencie nie miałam już jak ćwiczyć czy pilnować diety.... tyle się działo. Jadłam, i to jadłam normalnie. Czyli przeszłam etap stabilizacji, to teraz pora znów zacząć walczyć.
I wiecie co?
Dziś stanęłam na wadze.
54,4
Normalnie nie wierzyłam, trzy razy poprawiałam wagę żeby sprawdzić czy przypadkiem znowu mnie nie oszukuje. Ale nie, cały czas uparcie pokazywała 54,4.
Jeszcze 4,5kg i przekroczę kolejny próg^^

Myślę nad zakupem jakiegoś suplementu. Ostatnio jest sporo w promocji, tylko nie wiem na co się zdecydować. Wiem że na samych tabletkach nie schudnę, ale jakieś wspomaganie byłoby miłe, bo ćwiczę, łażę na spacerki po 10km,... i za dużo to nie dało >.<

Usłyszałam ostatnio ciekawostkę - odchudzanie na napojach izotonicznych. Myślę że warto spróbować, bo są one zdrowe i faktycznie potrafią porządnie oczyścić organizm. No więc piję dwie butelki Oshee zero dziennie. Plus woda oczywiście.

O dziwo wciąż jestem z M. mimo wszelkich dram @o@ niedługo znowu się widzimy i już się nie mogę doczekać. Zależy mi, chcę być z nim szczęśliwa,  a to wymaga porządnej rozmowy i pracy nas obydwojga.
Wszystko się ułoży...


mój bilans z dzisiaj:

1kg Truskawek - 280 kcal
4 kanapki z wieloziarnistego pieczywa - 448 kcal
papryczki - 11 kcal
oshee - 15 kcal
kawa - 0 kcal

suma: 754 kcal

W sumie sporo.... Jutro ograniczę się do 2 kanapek.
Idę zajrzeć co u was kruszynki.
Marie





czwartek, 26 lutego 2015

21 - ledwo ale żyję. chyba

Przepraszam że znowu tyle nie pisałam. Postaram się teraz wziąć za siebie, za pisanie i komentowanie.
Waga wciąż nie spada. Ale przy tym jak musiałam jeść w ostatnich dniach cieszę się że nie wzrosła. Jeśli teraz znów zetnę kalorie powinnam znów zacząć chudnąć.
Dalej nie poszłam do szkoły... Rewelacja.
Usiłowałam zerwać z M. Ale nie bo nie. On nie chce no to nie. No i jak już to mam mu to powiedzieć w twarz na żywo. Rewelacja przy związku na odległość. Ale dobra.
Znowu zaprzyjaźniłam się z żyletką. Miałam tak kompletnego doła, taką pustkę w środku, że naprawdę nie chciało mi się żyć. Myślałam czy mam wystarczającą mieszankę leków żeby to zakończyć..... zwalczyłam jednak te myśli za pomocą kilku cięć przez skórę. Więc teraz mam czerwone krechy na nogach i ręku. Ale przynajmniej czuję że żyję. Boję się tylko co będzie jak ktoś zobaczy. Trudno będzie to zwalić na zabawę z kotem tym razem....
Co jem teraz?
- Pieczywo chrupkie - 110 kcal
- z guacamole - 150 kcal
- rukola - 26 kcal
- kukurydza - 50 kcal
- energol light - 6,6 kcal
- kawa - 0 kcal
suma: 342,6 kcal

Już dwa czy trzy dni.
Po kilku dniach gdy był u mnie M, czułam się ciężka i gruba. On pilnuje żebym jadła, fuj. Co gorsza, miałam etap jak przed okresem, że ciągle chciało mi się jeść i nie bardzo miałam owoce.... ale pilnowałam by jeść max 800 kcal dziennie.
Wczoraj wieczorem zrobiłam sobie oczyszczanie - dużo wody i błonnika + herbatka i dzisiaj czuję się dużo lżej.  Jutro powinnam zobaczyć na wadze 55.
Postanowiłam przewalczyć głosy w mojej głowie. Jestem silna, osiągnę perfekcję.
A jak tam u was kruszynki?
Marie




wtorek, 17 lutego 2015

20 - powrót do domu

Wciąż 56 kg
Weekend był... trudny.
Spotkałam się z M. pogadaliśmy, jednak gdy prawie zaczęłam mu mówić o głosach w mojej głowie ktoś nam przeszkodził. Temat zniknął.
Ale już jestem bliżej niż dalej.

Bilanse? Makabra. W piątek doszedł mi snack wrap i sałatka z sosem jogurtowo-koperkowym.
W sobotę knysza z warzywami, sałatka i McWrap.
Niedziela to knysza i zapiekanka ze szpinakiem.
Nawet mi się nie chce liczyć ile to kalorii.
Poniedziałek.... Nie wiem. Dużo. Potem zwymiotowałam.
Zaczynam zawalać. Dwa miesiące wytrzymałości i ciężkiej pracy, 8 kg na minusie i teraz to marnuję.
Nienawidzę jeść. Muszę wrócić do niskich bilansów, a jeśli nie dam rady, wymiotować to co zjem. Może wtedy się nauczę.
Ja wiem w co się pakuję. Robię to w pełni świadomie i jest to mój wybór. Ale nikogo do tego nie zachęcam, a wręcz wolałabym byście jadły zdrowo i rozsądnie, a nie pakowały się w taką paranoję jak ja to zrobiłam.

Postanowione - po weekendzie wracam do szkoły. Plik zwolnień gotowy, psychicznie staram się nastawić do powrotu.... ale nie chcę. Nie dam rady znów widywać się tak o z ludźmi. Nie chcę.
Boli mnie głowa.... zaraz wychodzę do lekarza.

Wzrostu mam 158 cm. Przy tym wzroście naprawdę czuję się jak słoń ze swoją wagą....
Wybaczcie że dzisiaj krótko, serio nie czuję się najlepiej.
Dziś przyjeżdża M. Nie wiem co z tego będzie... Ale są postępy. Napisał że chce przyjechać, bo tęskni.
I wreszcie skończyłam czekoladki. Dziś mu je dam ^^

Trzymajcie się chudziutko Kruszynki kochane.
Marie Frost-Blue :*




piątek, 13 lutego 2015

19 - nienawidzę czekolady

56,2 kg
Niedobrze mi....
Nie mam pojęcia czemu, po prostu mnie muli strasznie. Wszyscy naokoło jedzą, mlaskają, ciamkają, chrupią i te zapachy – kanapki, wafelki, słodkie bułki, wszystko wymieszane.... fuuuj!

Przez cały tydzień nie miałam jak właściwie napisać notki, ani wam porządnie pokomentować. Przepraszam. Zaczynałam pisać kilka razy, ale nie mogłam skończyć, zacinałam się po jednym akapicie. Może powinnam zacząć wrzucać krótsze notki po prostu i się tak nie starać?

Moje bilanse w ostatnich dniach? Kiepskie. Zapewne dobiłam do 500kcal, a tak naprawdę najbardziej chciałabym się utrzymywać na poziomie poniżej 300. No może nie najbardziej, najbardziej to gdzieś przy 100. ale to z czasem.
Dlaczego 500? Winowajcą są walentynkowe czekoladki. Nie mogę patrzeć na czekoladę... Jak już pisałam – nie jestem fanką słodyczy. Jak już mam coś zjeść to muszę mieć ochotę. A ostatnio nie mam. A musiałam próbować czekolady, czekoladowych kremów, nadzienia do czekoladek... bleee. Jeszcze jak sobie dłoń gorącą czekoladą oblałam kilka razy, to pierwszy odruch – zlizać żeby nie było oparzenia. Od pewnego momentu co kilka minut myłam ręce by się tej czekolady pozbyć. Nie dość że mam teraz dość słodyczy, to jeszcze te kalorie.

W tłusty czwartek z kolei ciągle ktoś proponował mi pączki. Nie mogę jeść pączków bo mnie brzuch potem boli. A nawet jak byłam u kumpeli, weszła w pewnym momencie jej mama z talerzem pełnym tego tłustego paskudztwa że specjalnie dla nas przyniosła więcej.
Co gorsza do niektórych nie dociera zdanie 'nie mogę jeść smażonych słodyczy, bo mnie po nich boli brzuch'. Hasła że jest się na diecie, albo się czegoś nie lubi, zwykle nie słyszą w ogóle, więc dobrze że mam drugą wymówkę.
Patrzyłam też jak mój znajomy je pączka. Zaczęło mnie mdlić od samego widoku, ten okropny lukier, świadomość jakie to tłuste i słodkie i kaloryczne i jak musi cuchnąć tym tłuszczem....
Z kolei jak byłam w lidlu patrzyłam na tamtejsze świeże wypieki - pizzerinki, paszteciki, bagietki czosnkowe, czy bułki z serem. I cieszę się że byłam w stanie powiedzieć sobie, że wcale tego nie potrzebuję i nie chcę, że to tylko 10 minut smaku, a plus 200-300 kcal do bilansu, które tyko by mnie przyprawiły o dołka.

Boję się że nie dam rady tych 5 kg do końca miesiąca osiągnąć. Zatrzymało mi się na 56 i stoi. Może chociaż do 54 dam radę...

Dokładne bilanse z tygodnia:

poniedziałek:
- owsianka - 40 kcal
- ćwierć grapefruita - 25 kcal
- jabłko - 70 kcal
- kawa - 0 kcal
- 100g serka wiejskie light - 85 kcal
- łyżka makaronu z sosem - 50 kcal
suma: 270 kcal

wtorek:
- owsianka - 40 kcal
- kawa - 0 kcal
- energol - 8 kcal
- 100g liczi - 66 kcal
- 400g kapusty kiszonej - 85 kcal
suma: 199 kcal

środa:
- owsianka - 35 kcal[tym razem płaska łyżka i bez łyżeczki mleka]
- kawa - 0 kcal
- 3 pierogi – 115 kcal
- czekolada – DUŻO kcal
suma: z 500 kcal = dużo za dużo

czwartek:
- owsianka – 35 kcal
- kawa – 0 kcal
- sushi – 100
- makaron z sosem brokułowym – 150 kcal
suma: 285 kcal

piątek
- owsianka – 35 kcal
- kawa – 0 kcal
- kanapka – 70kcal
nie wiem czy jeszcze czegoś dziś nie zjem.

Zabawne jest że do tej pory nikt nie zauważył że prawie nie jem. M. się trochę śmieje, ale jak dotąd wydaje mu się że wszystko jest okej. G.[mój były] w ogóle komentuje że tak dobrze wyglądam i że martwił się kiedyś o moje odchudzanie, a teraz tak mądrze do tego podeszłam i zdrowo... błogosławiona niewiedza. Mama jeszcze śmieje się, że jej dziecka jest coraz mniej.

Myślę nad rozstaniem z M. To wszystko zaczyna być po prostu za ciężkie.
Daphne - Mieszkamy od siebie około 110 km. To samo województwo, ale ja w dużym mieście on w małym miasteczku.
A co do głosiku... depresja strasznie niszczy. Wróg który siedzi w tobie...










niedziela, 8 lutego 2015

18 - nie istnieję

Ostatnie trzy dni znowu nie miałam jak pisać.
Ostatnio waga pokazała 56,5 kg.
Nareszcie.
Mimo że jak byłam u tej znajomej, ona upiekła ciasto i kawałek zjadłam - trochę nie miałam jak nie zjeść, a i tak wykręciłam się od kanapek, paluszków i czegoś jeszcze, powtarzając że przed wyjściem zjadłam duży obiad[podpowiedź: oczywiście że nie zjadłam]. Ale za to wróciłam spory kawałek do domu na piechotę - 4 km.

piątek:
- owsianka - 40 kcal
- ćwierć grapefruita - 25 kcal
- kawa - 0 kcal
- 4 pierogi - 150 kcal
- kiwi -  42 kcal
suma: 257 kcal

sobota:
- owsianka - 40 kcal
- kawa - 0 kcal
- kiwi - 42 kcal
- jabłko - 70 kcal
- piwo - 245 kcal
- makaron z sosem - 200
suma: 597 kcal

niedziela:
- owsianka - 40 kcal
- kawa - 0 kcal
- ćwierć grapefruita - 25 kcal
- makaron - 100 kcal
- jabłko - 70 kcal
suma: 235 kcal

Spędziłam dwa dni z moim mężczyzną. Chociaż to za dużo powiedziane. Ot siedzenie razem w pracy, potem jedno piwo, którym się właściwie upiłam i spanie razem - znowu się nie wyspałam, po tym tygodniu 6 godzin to mało, zwłaszcza że całą noc było mi zimno. Potem przez cały dzień zasypiałam.
Smutno mi o tyle, że mógł u mnie zostać jeszcze na noc i pojechać w poniedziałek rano. Ale wolał pojechać.
To boli.
Za tydzień widzimy się w jeszcze gorszych warunkach. Może na koniec miesiąca przyjedzie.
Ha ha.
Mam dość już głosów w mojej głowie.
Nawet jeśli mam dobry dzień, jak w piątek, gdy waga pokazała 56,5 kg[to już 7,5kg, od połowy grudnia!] i tak później zaczyna robić się źle.
Ten szept z tyłu głowy, który mówi mi że i tak jestem gruba i beznadziejna. Że nikogo nie obchodzę i tak naprawdę jestem niepotrzebna, a jeśli jeśli już to czysto praktycznie. No bo cóż, dzięki mnie mój mężczyzna mógł wygodnie przespać się w łóżku, zamiast na podłodze sali gimnastycznej w śpiworze. potem nie miał powodu zostawać prawda? Brak bliskości, ciągła cisza i ta tęsknota - są momenty kiedy jest u mnie, a ja mam wrażenie jakby wcale go nie było... albo to mnie nie ma.
Przepraszam. Ja wiem że ciągle piszę tylko o nim. Ale czuję się tak cholernie pusta i samotna...
A cokolwiek się nie dzieje, ten cichy głosik przypomina mi co ze mną nie tak i dlaczego.
Jestem strasznie zła na siebie za sobotę. Nie powinnam pić tego piwa, tym bardziej że gdybym go nie wypiła, nie nawtykałabym się później tak makaronu. Brzydzę się sobą.W niedzielę też powinnam była iść spać, a nie brać się za obiad i jabłko, przecież nikt mnie nie pilnuje z jedzeniem. Ale wiem już że nie powinnam jeść jabłek. Po nich robię się tylko jeszcze bardziej głodna.
Muszę być silna, muszę się wziąć za siebie i wytrzymać. Nie mogę dać się tak o głodowi, nie mogę pozwolić by to głód mną rządził, to ja mam kontrolować swoje ciało. Dla mnie te prawie 600 kcal to jak napad. Muszę pilnować by utrzymać się poniżej 300.

Postarałam się dzisiaj zćwiczyć nadmiar jedzenia, mam nadzieję że się udało.

Seikatsu Yume - przepraszam że odpisuję dopiero teraz na twój komentarz. Właściwie to prawie nie oglądam anime, ostatnio kilka bardzo dziwnych serii jakie aktualnie wychodzą, ale nie bardzo mogę je polecić, chyba że lubi się skrajne koszmarki:
Yuri Kuma Arashi - seria z wątkami yuri, niedźwiedziami które zamieniają się w dziewczynki by zjeść inne dziewczynki.
Binan Koukou Chikyuu Bouei-be Love - magical boys, będące ciężką parodią serii z magicznymi dziewczynkami.
Planuję się zabrać za Akatsuki no Yona, ale u mnie zabieranie się za anime to długa droga. Znaczeni łatwiej i częściej czytuje mangi, głównie online ostatnio. Ale dziwi mnie to co mi odpisałaś u siebie - nie masz empiku ani kiosków większych u siebie w mieście? Bo jak pamiętam nawet w Ruchu można było mangi kupić. Poza tym jest chyba już sporo polskich stron ze skanlacjami?[jak coś, ja nie wiem, czytam tylko po angielsku, czasem po japońsku]

Annie  - Włosy mam niebieskie już parę lat, a jak wreszcie uda mi się kupić farbę[bo nigdzie jej nie ma ostatnio><] To postaram się zrobić zdjęcie i wstawię^^ Z wysypianiem które zaplanowałam na piątek wyszło tak że jak położyłam się o 6 to od 7 rozdzwonił mi się telefon... Zawsze coś. Może jutro nie będę musiała się świtem zrywać.

W ogóle, wyleczyłam się ledwo ledwo[ciągle kaszlę jakbym miała płuca wypluć] i dostałam zapalenia spojówek. Brawo ja. Czy ja kiedyś wyzdrowieje?

No to się wygadałam i lecę czytać wasze blogi.







czwartek, 5 lutego 2015

17 - chciałabym zniknąć...

wczoraj:
- owsianka - 40 kcal
- kawa - 0 kcal
- 4 pierogi - 150 kcal
- papryka - 26 kcal
- alkohol - 100
suma: 316 kcal

Dzisiaj:
- owsianka - 40 kcal
- ćwierć grapefruita - 25 kcal
- kawa - 0 kcal
suma: 65 kcal
Do tej pory. zaraz wychodzę, ale mam nadzieję i myślę że raczej za bardzo nic nie zjem. zwykle pisze bilanse w nocy, już w łóżku, żeby mieć pewność że to wszystko.

Nie poszłam w końcu do koleżanki oglądać ciuchów, bo napisała mi że idziemy do knajpy pić. Okeeej... Dostałam szota, a poza tym intensywnie odmawiałam mimo że mówiła że stawia. W końcu ona się upiła, jej chłopak, mój były, a ja jedna z całej czwórki trzeźwiuteńka. Namawiała mnie potem cały czas bym przyjechała do niej następnego dnia, ale jakoś mi się nie chciało... ona mieszka na drugim końcu miasta, naprawdę daleko, godzina tłuczenia się komunikacją i druga strefa. Koniec świata. Ale w końcu zaraz wychodzę i jadę.

Gadałam z moim mężczyzną... Chociaż dalej trudno nazwać to rozmową. Skończył już to co miał zrobić, ale dalej zmusić go do choćby odpowiedzi na to co do niego piszę.... Nie wiem.
Pada śnieg.
Czuję w środku nieznośne zimno. Tęsknię za nim, ale uczucia we mnie stają się coraz bardziej nieznośnie gorzkie. Ja tak chyba nie umiem. Taka ciekawostka - bardzo rzadko się całujemy. przytula mnie też bardzo rzadko. Lubię zasypiać w niego wtulona, ale to jakby jedyny moment prawdziwej bliskości między nami w ciągu dnia. Chodzimy zawsze za rękę, ale przy tym prawie nie rozmawiamy i zawsze wtedy zastanawiam się co jest nie tak. Bo ja usiłuję zaczynać rozmowę, jednak i tak zwykle wszystko cichnie...
Wątpliwości.
Czy to ma jakikolwiek sens tak naprawdę? Dlaczego mam wrażenie że tylko ja staram się dopasować jak idiotka?
Odległość i niemożność porozmawiania nie wpływają dobrze na takie myśli...
Kiedyś, jeszcze zanim byliśmy razem, napisał mi że mam bardzo niską samoocenę. Jak to jest że odkąd z nim jestem spadła ona jeszcze bardziej? Dlaczego przez większość czasu jestem smutna, zamiast być szczęśliwa że jestem z tak wspaniałym człowiekiem? Czuję się kompletnie bezwartościowa...
I wiecie co? O 2 nad ranem zaczęłam przemeblowywać pokój..... Mam nadzieję że sąsiedzi mnie nie zjedzą.... Położyłam się w końcu o 6tej. Zastanawiam się ile kalorii mi się udało spalić? Mam nadzieję że dużo. Mam nadzieję że więcej niż zjadłam.

Dzisiaj też. Dalej przestawiam meble układam pokój. Może uda się by był to początek nowego porządku w życiu? Tylko teraz mam po prostu kompletny bajzel @.@ Jak wrócę skończę, bo jak teraz będę próbowała to w końcu nie wyjdę...
Boli mnie głowa.... powinnam wreszcie położyć się jakoś normalnie i wyspać.







wtorek, 3 lutego 2015

16 - niepotrzebna

wczoraj:
owsianka z otrębami - 70 kcal
kawa - 0 kcal
4 pierogi - 150 kcal
liczi 200g - 100 kcal
pomidorki cherry 150g - 23 kcal
niecałe pół gruszki - 30 kcal
suma: 373 kcal

dzisiaj:
- owsianka z otrębami - 40 kcal
- kawa - 0 kcal
- pół gruszki - 30 kcal
- kanapka - 70 kcal
- kęs cheesburgera - 20 kcal
- enegetyk light - 10 kcal
- 4 pierogi - 150 kcal
suma: 320 kcal

To wszystko mnie przytłacza.
Przez te pierogi dostałam dziś prawie histerii.
Miałam w pełni zaplanowane posiłki, i wyliczone że mogę je zjeść. Jednak nie wzięłam pod uwagę, że wrócę do domu po 22... I powinnam była ich nie jeść. Za karę zrobiłam dodatkowe 300 brzuszków.
Dlaczego ja ze wszystkim muszę być tak niechlujna? Przecież wystarczyłoby w moim życiu trochę dokładności i bym wszystko była w stanie sobie ułożyć i osiągnąć. Nie, ja muszę na odwal się, i zawsze coś spierdolę. Albo robię na ostatnią chwilę.
Boli mnie głowa.
Mój mężczyzna się do mnie praktycznie nie odzywa odkąd wyjechał. Ot kilka zdań wymienionych na fb. Pięć dni. Wiem może być zajęty.... ale choćby kilka minut na telefon mógłby znaleźć...
Tęsknię za nim.
Na dodatek mam wrażenie że te kilka zdań odpisał mi z wyraźną niechęcią, na przymusie.... Nie wiem, pewnie popadam w paranoję.
Czuję się naprawdę kompletnie beznadziejna.
Na dodatek dowiedziałam się wczoraj że panna z którą mój były chłopak krótko chodził waży 38 kg. Tak, jakbym nie miała wystarczającego wrażenia że jestem żałosna i spasiona, bo przez ostatnie dwa tygodnie zeszłam raptem kilogram.
Nie poczuję się lepiej dopóki nie będzie poniżej 55 kg.
W ogóle, wszystkie robicie jakieś postanowienia na luty. Ja też mam jedno: 5 kilo w dół, do końca miesiąca minimum.
W sobotę widzę się z moim mężczyzną. Konwent. Tak naprawdę nie wiem czy chcę. Wolałabym poczekać do końca miesiąca.... nawet walić walentynki.... Chociaż już postanowiłam że zrobię mu czekoladki. Nie będę mogła jeść dzień przed i dzień po, bo koniecznie muszę spróbować, czy czekolada i nadzienia będą dobre. Mam już kilka przepisów, muszę jeszcze dostać gdzieś odpowiednią czekoladę @.@ Nie jestem fanką słodyczy, ale chcę zrobić coś szczególnego...
W ogóle gubię się już trochę w waszych blogach, jest ich tyle, tak bardzo chciałabym wam wszystko komentować, ale nie daję rady... Muszę się skupić na treści, bo każda z was jest ważna jako jednostka i chcę do każdej podejść indywidualnie...

Obejrzałam dwa filmy o anoreksji. I zaczęłam szukać mang w temacie i... dowiedziałam się ciekawej rzeczy. Temat zaburzeń odżywiania jest właściwie Tabu w Azji. Przy ciągłym parciu na jak najszczuplejszą sylwetkę i piękno - powinno być to powszechne. I pewnie jest. A jednak się o tym nie mówi. Mang jest zaledwie kilka, w kilku temat jest wspomniany. Ale będę grzebać dalej.

Znajoma zaprosiła mnie na jutro do siebie bo ma dużo ciuchów do oddania i może coś na mnie będzie pasować. Nie wiem czy będę w stanie. Znów nie śpię prawie całą noc. Dzisiaj byliśmy grupą w Złotych, wszyscy byli głodni. Kupiłam 4 cheeseburgery i im dałam, tylko jednego gryza wzięłam. Zaczęłam być silna. Nareszcie.

Ale wciąż czuję się wszystkim niepotrzebna....

Aha. A włosy mam niebieskie.


IU <3


czwartek, 22 stycznia 2015

12

58,0
Cały czas w dół~!
Wszystkie pisałyście wczoraj o dniu babci. Ja.... strasznie tęsknię za swoją. Zmarła dwa lata temu. Była bardzo silną kobietą[jak wszystkie w mojej rodzinie] i tak naprawdę było mi z nią bardzo trudno. Zawsze stawiała przede mną bardzo wysokie wymagania, zawsze słyszałam porównania do mojej kuzynki, że Kasia to Kasia tamto, albo wnuczki znajomej... co z tego że Kasia miała o niebo łatwiej, bo mogła mieć korepetycje ze wszystkiego, że rodzice jej fundowali wszystko, że nie musiała się o nic martwić, podczas gdy ja musiałam na wszystko zapracować? Że ona wyjeżdżała na obozy językowe, a ja dorabiałam sobie żeby mieć na jeden wyjazd za granicę który sobie wymarzyłam? I to ja zawsze pomagałam Babci jak było trzeba, a nie idealna Kasia... Nigdy nie byłam dość dobra. Ale teraz nie wiem czy przypadkiem nie chodziło o podsycanie we mnie ambicji. Bo nauczyłam się dzięki temu walczyć i pracować na to czego pragnę.
Tęsknię za nią...

W ogóle fajna rzecz. Czuję głód ale nie chce mi się jeść. Już drugi dzień. Tylko głowa mnie cały czas boli.... zastanawiam się czy to nie z odwodnienia, bo ciągle zapominam pić. A jak brałam dzisiaj prysznic zrobiło mi się słabo o.0

MASAKRA.
Klei nie klei. Farby nie było w TRZECH naturach, a ona jest tylko w naturach, to znaczy w jednej była, ale tylko jedna, różowa T.T a w mieszkaniu wciąż cyrk na kółkach. Po rzeczy na imprezę też nie zdążyłam. Sprzątam, myślę czy tych futerałów nie zszyć po prostu. Tylko szycie zajmuje masę czasu... Ja się załamię. O 14 mam iść do znajomej, mam nadzieję że się wyrobie skoczyć wcześniej do centrum i skończyć wszystko.... ech...
O 20:15 przyjeżdża mój chłopak, zastanawiam się czy zauważy że schudłam? Mam nadzieje że tak...

Bilans:
- kawa - 0
- pół grapefruita - 50 kcal
- taco z guacamole - 250 kcal
- mogu mogu mango - 160 kcal
suma: 460/600

PS: Ja też najbardziej lubię mogu-mogu mango, ale ostatnio nie było, a ananasowy miał najmniej kalorii.

takie mięśnie takie żebra @o@

środa, 21 stycznia 2015

10 i 11

10

58,4 Kg
Chyba serio organizm się poddał ^^
Znowu ciężka noc. Przez zdenerwowanie  nie mogłam zasnąć do późna, a rano obudziłam się z potwornym bólem głowy. A jak na złość ekipa remontowa postanowiła dziś wiercić przy moich drzwiach. Popłakałam się z bólu, kompletnie nie wiedząc co ze sobą zrobić.

Jak wstałam wreszcie wzięłam tabletki, ale okazało się że nie tylko głowa mnie boli - jakie ja mam straszne zakwasy @.@ taniec jednak działa na inne mięśnie niż ćwiczenia.... Zrobiłam krótką rozgrzewkę i kilka ćwiczeń ale nie dałam rady całego planu na 30 minut, czuję się taka beznadziejna.... i obolała!>.<

śniadanie:
- kawa - 0 kcal
- ćwierć grapefruita - 25 kcal
- cieniutka kromka chleba razowego - 40 kcal
- jedno jajko na miękko - 70 kcal
- ćwierć pomidora - 7 kcal

Ogólnie muszę coś zrobić, bo zaczynam przejadać się takimi porcjami, brzuch mnie boli i robi się niedobrze. Jeść 1/8 grapefruita? Pół takiej kromki chleba?

obiad:
- Tacos z guacamole - 250 kcal

kolacja:
- sok mogu-mogu ananasowy - 130 kcal

razem: 522/600
masakra

11
58,2
Wczoraj zaczęłam wieczorem sprzątać mieszkanie, a potem padłam tak zmęczona że nawet makijażu zapomniałam zmyć, pewna że rano znów obudzi mnie wiercenie.
O dziwo nie obudziło.
Ale nie skończyłam pisać notki, którą zwykle zaczynam zaraz po śniadaniu a kończę późnym wieczorem. Teraz więc uzupełniłam resztę bilansu i piszę co dzisiaj. Przeraża mnie ta suma. Co z tego że zmieściłam się elegancko w limicie. To i tak strasznie dużo, w porównaniu do ostatnich bilansów T.T

Dzisiaj przez większość dnia nie byłam głodna, ale wcisnęłam w siebie pół grapefruita na poprawę metabolizmu. Potem mała porcja sałatki z tuńczykiem i szpinakiem i super sok: kiwi, brzoskwinia i pomarańcza. Pycha, chociaż część zostawiłam. Powinnam była się ograniczyć do soku - jutro tak zrobię.

W sobotę mam imprezę, tylko szkoda że nie udało mi się do niej porządnie wychudnąć. Jutro tylko grapefruit i sok, a dziś wypiję jeszcze herbatkę przeczyszczającą. Za dużo zjadłam przez te dwa dni, czuję się jak wieloryb.

bilans:
- pół grapefruita - 50 kcal
- kawa - 0 kcal
- sałatka z tuńczykiem i szpinakiem - 200 kcal
- sok kiwi, brzoskwinia, pomarańcza - 80 kcal
- 200g liczi - 150 kcal
- herbata z korą kruszyny - 10 kcal[?]
suma: 490/600
znowu dużo.

Popełniłam dziś głupi błąd -  zadzwoniłam do mojego byłego. Wstyd i hańba, bo, cholera, tęsknię za nim. Nie był idealny, ale jego podejście do mnie... Codziennie mówił, że jestem piękna, że mnie kocha i komplementował, że ładnie wyglądam. Brakuje mi tego strasznie. Gdyby był jeszcze ciut bardziej ogarnięty i odpowiedzialny.... ech. Ale w końcu to był mój wybór.

W ogóle ciągle mnie boli głowa. Zastanawiam się czy to kwestia niedospania czy jakiś braków?

Wczoraj kupiłam wreszcie filc i zaczęłam robić pokrowce na telefony. Niestety klej jaki kupiłam okazał się nie trzymać filcu i jutro jadę po taki typowo do tkanin. Ech.... w piątek przyjeżdża mój chłopak... Tak mało czasu tak dużo do zrobienia....
Do tego czasu muszę wysprzątać mieszkanie bo będzie truł, przygotować wszystko na imprezę i skończyć dwa pokrowce i zafarbować włosy bo już nie mają tego odcienia co lubię, no i je podciąć.... teoretycznie powinnam zdążyć o ile nie będę się lenić jutro.
Tylko przez to wszystko nie mam czasu na ćwiczenia, jedyne co to wall sit challenge uparcie robię i spaceruję w miarę możliwości.... A! Kupiłam sobie wczoraj buty! Niestety zapomniałam, że każde buty muszę rozchodzić, więc teraz ledwo chodzę przez pęcherze...
Przepraszam za tak chaotyczny wpis, ale jestem mega zmęczona i ta głowa tak boli.... Jutro obiecuję do was pozaglądać i pokomentować wszystko! A teraz się kładę bo zaraz umrę.....

jak zejdę do 50kg to kupię sobie takie...

poniedziałek, 19 stycznia 2015

9

To była ciężka noc.
Położyłam się o północy z ambitnym planem wczesnego wstania i dobrego początku dnia. Rzeczywistość jak zwykle zweryfikowała ten plan - sąsiedzi tłukli się do 4tej jakby meble przestawiali intensywnie przy tym pokrzykując do siebie, na tyle że nie byłam w stanie zasnąć. A koło 3ciej zaczęło mi być niedobrze i tak mnie muliło do rana. Makabra.
Myślę nie no, nie wyrobię, muszę się choć trochę przespać nigdzie nie idę....
A tu ekipa remontowa zaczyna wiercić na moim piętrze!
Słodko. Oni tak od listopada wiercą.
Ale jak już wstałam stanęłam na wadze:
58,8kg!
Nareszcie zaczyna się ruszać. Chyba mój organizm się nareszcie poddał.

Poćwiczyłam z rana pół godzinki, potem kawa i śniadanie:
- kawa - 0 kcal
- ćwierć grapefruita - 25 kcal
- cieniutka kromka chleba razowego - 40 kcal
- jedno jajko na miękko - 70 kcal
Po tym wszystkim czułam się kompletnie przeżarta @.@

obiad wyglądał właściwie tak samo:
- ćwierć grapefruita - 25 kcal
- cieniutka kromka chleba razowego - 40 kcal
- jedno jajko na miękko - 70 kcal
- pomidor - 26 kcal

kolacja:
- 70 g serka wiejskiego light - 50 kcal
- zielona herbata, dużo - 0 kcal

suma: 346/600
troszkę więcej niż wczoraj, ale myślę że jest ok. Zgodnie z radą dodałam nieco nabiału do diety, może faktycznie tego mi trzeba. Zaczęły łapać mnie skurcze i bóle mięśni, więc dołożyłam tego pomidora. I o dziwo nie mam póki co napadów. Mam często ochotę na coś, ale zwykle szkoda mi pieniędzy.

Myślałam żeby się dziś wybrać do Tacamole w Złotych Tarasach, na Tacos z Guacamole i mega ostrą salsą[mniam i tylko 250kcal, a najadam się tym strasznie i metabolizm mi podkręca] ale jakoś mi się odechciało po nieprzespanej nocy. Może jutro? Jakbym się wybrała na piechotę to jest tak z 6km w jedną stronę....

ćwiczenia:
180 brzuszków
2x 30 minut ćwiczeń
4 dzień wall sit challenge
spacer
Ale jakoś na taniec nie miałam ochoty...

Łaziłam dziś za kostiumem kąpielowym. Poszukuję czegoś wygodnego, sportowego, bo nastawiam się na pływanie, a nie pokaz mody basenowej. Ale jednocześnie chce żeby ładne było. I niebieskie oczywiście.
I nic. Niby jeden przymierzyłam, ale jakoś nie dość ładny i nogawki ciut za długie[lubię bardzo spodenkowy krój, jest mi w nim wygodniej]. Trochę mi zajmie szukanie go...
Poza tym mam coraz większe wątpliwości w związku, co mnie martwi. Mogę stać się perfekcyjna, ale nie będę się dostosowywać na siłę. Nie wiem czy jestem w stanie tak naprawdę wytrzymać w tym związku. Zbyt często go nie rozumiem, zbyt często on się złości że coś jest nie tak jak on chce. Już sama nie wiem.... Dzisiaj znowu. Nie mam pojęcia o co chodzi.
Czeka mnie chyba kolejna bezsenna noc....





niedziela, 18 stycznia 2015

8

No to zważyłam się zaraz po wstaniu.
59,2 Kg
Za dużo T.T
Dziękuję wam bardzo za słowa wsparcia. Z tymi spotkaniami to chodzi o to że naprawdę prawie zawsze ktoś je odwołuje. Jak w nocy miałam kompletnego doła umówiłam się z inną kumpelą - rano okazało się że jednak nie może bo jej mama pracuje. Takie moje głupie szczęście. Powinnam była to przewidzieć. A i dowiedziałam się, że do znajomej, która wczoraj odwołała spotkanie, po prostu wpadli jej inni znajomi. Grunt to poznać swoje miejsce w hierarchii...

W ogóle przespałam większość dnia. Jakoś nie miałam ochoty się ruszać z łóżka, bo i po co? Mam focha na cały świat i nie wychodzę z łóżka. Świat mnie nie nie chce to ja jego też!


Spróbuję nieco usystematyzować dietę:
śniadanie
- kawa - 0 kcal
- ćwiartka grapefruita - 25 kcal
- owsianka z dodatkowymi otrębami - 100 kcal [nawet nie dałam rady jej dojeść]

obiad
- zupa jesienna - 40 kcal
- zielona kawa - 0 kcal
- zielona herbata - dzisiaj jaśminowa - 0 kcal

kolacja
- zupa jesienna -  40 kcal
- ćwiartka grapefruita - 25 kcal
- koktajl błonnik-kapsaicyna - ?
- zielona herbata - dzisiaj jaśminowa - 0 kcal

suma: 230 kcal
I to rozumiem.

Ogólnie to po prostu mi się już jeść nie chce. To fajnie, jestem na tyle silna, że umiem się odzwyczaić.
Jutro planuję wstać w miarę wcześnie i posprzątać mieszkanie. Przydałoby się wreszcie sprzątnąć u zwierzaków[jak mi się strasznie nie chce @@]. Jestem za leniwa na życie momentami...

W ogóle dzisiaj od rana boli nie szyja. Zastanawiam się czy mnie przewiało, czy po prostu krzywo spałam. Poza tym że bolą mnie nogi, ale to od ćwiczeń i cieszy mnie to niesamowicie <3

Ten blog, pisanie do Was strasznie mnie podtrzymuje na duchu. Zanika gdzieś to poczucie że jestem sama i nikogo nie obchodzę, dziękuję wam Motylki!

ćwiczenia:
180 brzuszków
3 dzień wall sit challange
taniec

Muszę nauczyć się wreszcie jakiegoś całego układu a nie wyginać się tylko po swojemu....





sobota, 17 stycznia 2015

7

Mam dość.
Tak bardzo staram się trzymać pozytywnie, głowa do góry, przecież jestem silna.
I są momenty kiedy naprawdę tak się czuję.
Ale zaraz potem zaczyna szeptać ten podły głosik z tyłu głowy.
'Przecież ty nikogo nie obchodzisz'
Depresja, moja stara przyjaciółka znów do mnie wróciła, obejmując mnie swoimi zimnymi ramionami.
Tym gorzej że teraz zamknięta jestem w czterech ścianach sama. Do kogo mam się odezwać?
Mam ochotę zniknąć.
Mam chłopaka, ale on uważa że depresja jest chorobą słabych. Że leki są bez sensu. Co, mam napisać do niego, że dostaję histerii w mieszkaniu, że walę z całej siły głową o ścianę, że mam myśli samobójcze? Tylko dlaczego czuję że on nie zrozumie? Że zamiast mnie wesprzeć znów mnie skrytykuje? Przecież obiecałam sobie że dla niego będę idealna.
Mam znajomą która też ma depresję. Miałam się z nią jutro spotkać. Ale nie, oczywiście napisała do mnie że jednak jutro nie może.
Ja wiem że to się zdarza. Tylko dlaczego to się zdarza w 95% przypadków gdy się z kimś umawiam? Okazuje się że ktoś nie ma czasu, coś mu wypadło. Po co ja w ogóle jeszcze próbuję mieć znajomych...
Boli mnie czasem gdy widzę te wszystkie smutne posty na FB. Bo myślę wtedy z zazdrością że oni chociaż potrafią to napisać. Że zawsze mają duży odzew, ileś osób od razu chce się spotkać podtrzymać na duchu.
Cokolwiek ja bym nie napisała nikogo to nie obchodzi.
Wiem że powinnam być szczęśliwa. Mam przecież to czego chciałam. Czemu więc czuję się tak źle?

Może dlatego że się staram i nie widzę efektów?
Wiecie, ja na przykład nie lubię słodyczy. Na ogół. Czasem mam ochotę, ale łatwo jest mi to przezwyciężyć.
Chipsy, orzeszki, słone przekąski? Paskudztwo po którym boli mnie brzuch.
Cola czy słodkie napoje? Mój chłopak pije Cole cały czas, a mnie to nie rusza, wolę wodę i herbatę. Kiedyś piłam dużo energoli, ale przez ostatnie dwa miesiące wypiłam może trzy.
Nie słodzę kawy ani herbaty od lat.
Nie lubię mięsa.

Lubię pieczywo. Lubię ser. I jednego i drugiego prawie nie jem. Kocham owoce i warzywa - odżywiam się głownie tym.
Ćwiczę. niedużo może, brak mi zacięcia, ale tańczę i spaceruję sporo.
Dlaczego więc waga stoi?
Dlaczego wciąż czuję się i wyglądam jak słoń?

Kupiłam dziś wagę, porządną elektroniczną. Jutro z rana pierwsze ważenie, zobaczymy jak tłusta jestem

Jedzenie dziś?
3 kromki razowego z pastą paprykową[skończyła się T.T] - 150kcal
banan - 120 kcal
pół różowego grejpfruta - 50 kcal
sok fat burn - 140 kcal
kawa - 0 kcal
zielona kawa - 0 kcal
1,5 litra zielonej herbaty - 0 kcal
1,5 litra wody - 0 kcal
koktajl błonnik-kapsaicyna - ? kcal
460/600

Powinnam zejść do 300...

ćwiczenia:
150 brzuszków
4km spacer
2 dzień wall sit challange
1h tańca

Trzymajcie się chudo....


piątek, 16 stycznia 2015

6

Cześć Kruszynki!
Trochę mnie nie było... Siedziałam u chłopaka. Usiłował mnie dokarmiać, ale byłam silna... no i ten brzuch. Jak skubnęłam nieco mięsa od razu zaczynał strasznie boleć, dzięki czemu udało mi się unikać jedzenia i to tak że w sumie miałam 3 dni głodówki, na zmianę z drobnym podskubywaniem owoców.
W którymś momencie stwierdził, że w porównaniu z nim to ja żyję na fotosyntezie i zrobiło mi się strasznie fajnie. Żebym ja jeszcze przy tym chudła....
Była u mnie wczoraj znajoma i umówiłyśmy się, że od lutego chodzimy razem na siłownie, strasznie mnie to cieszy! Na dodatek to taki karnet że mogę nielimitowanie chodzić na basen, byle w określonych godzinach - a ja wprost kocham pływać! Przydałoby się tylko kupić nowy kostium kąpielowy, bo stary jest nie dość że za duży[yupppie!] to jeszcze gumka w nim sparciała. Chciałabym kupić sobie sukimizu[to taki typowy japoński szkolny kostium do pływania] ale wychodzi trochę drogo i nie wiem czy będzie dobrze leżał, no i zamówienie takiego to straszne kombinacje...

Jutro idę na zakupy przygotowawcze do siłowni, planuję też kupić wreszcie porządną wagę.
Od dwóch dni na noc robię sobie specjalny koktajl: łyżeczka ostrej papryki, pół łyżeczki pieprzu cayeńskiego do tego czubata łyżeczka błonnika - zalewam wodą mieszam i duszkiem wypijam. Obrzydlistwo. Trochę potem piecze w żołądku. Nawet jeśli siedzę po tym jeszcze trzy godziny przy kompie nie chce mi się jeść, a przyśpieszył mi metabolizm[nareszcie].

Dzisiejszy bilans:
kawa - 0
trzy małe kanapki z razowca z ostrą pastą paprykową - około 150kcal
nieduży banan - 120kcal
granat - 100kcal? skubię go po ziarenku od wczoraj i jeszcze mi ćwiartka została.
370/600 jest okej.


ćwiczenia
150 brzuszków
rowerek w powietrzu przez 3 minuty x 2
około godzina tańca

Jak zacznę tę siłownię będzie zdecydowanie lepiej.
A co tam u was? Idę przeglądać wasze blogi^^
Trzymajcie się chudo^^

czwartek, 8 stycznia 2015

5

Doszłam dzisiaj do ciekawego wniosku. Wiecie jakie jest najwspanialsze jedzenie na świecie?

Woda.

Uwielbiam zaczynać dzień od kawy. Musi być mocna, gorzka i aromatyczna. Dzisiaj z rana przyszedł do mnie brat, to wypiłam nawet dwie. Znacie taki wynalazek jak zielona kawa? Podobno działa mega odchudzająco no i jest bardzo zdrowa. Dzisiaj kupiłam paczuszkę, ale już nie parzyłam sobie, bo stwierdziłam że jest za późno i nie zasnę. W ogóle muszę się ogarnąć i przestać spać na raty ><

Dzisiaj zjadłam dwie kromki chleba z ostrą pastą paprykową, co daje około 150kcal. Do tego zupa, około 200gram warzyw gotowanych po 40kcal na 100g, czyli 80.
razem 230kcal.
Poza tym zrobiłam tylko jedną serie na 150 brzuszków. I zaczynam ćwiczyć plank. Problem w tym że dziś dalej mnie boli brzuch cały dzień, więc po prostu nie dałam rady więcej><

W ogóle zastanawiam się czy to w porządku. Bo ja nie liczę mandarynek do bilansu, a chyba powinnam. Tyle że wiem jak mój organizm na nie reaguje - na początku zeszłego roku miałam przeboje przez mojego byłego już chłopaka i byłam w stanie jeść tylko mandarynki przez jakiś czas. Jadłam je w ilościach naprawdę ogromnych[ze 3-4kg dziennie] a tylko chudłam. Mandarynki przelatują przeze mnie szybciej niż woda. I prawdopodobnie przez nie tak mnie makabrycznie brzuch boli><

Jutro mój chłopak ma urodziny. Zastanawiam się czy do niego nie pojechać. Nikt nie powinien być sam w swoje urodziny.... Jedyny problem że nie mam dla niego prezentu i jak pojadę po prostu mnie nie będzie na niego stać....ech, co powinnam zrobić? Ale w razie czego już mam zarezerwowany transport na wieczór. Możliwe że przez kilka dni nie będę pisać i zaglądać do was motylki, wybaczcie proszę.

Najważniejsza jest perfekcja.
Trzymajcie się chudo!

środa, 7 stycznia 2015

4

Pojechał.

Pusto mi teraz strasznie. Ale też i na swój sposób dobrze, chyba potrzebuję odrobiny samotności.
Jest mi ciężko. Własna niedoskonałość mnie przeraża i przytłacza. Nie wiem czy kiedykolwiek będę w stanie sprostać jego oczekiwaniom. On sam tego nie rozumie, a ja nie umiem mu wytłumaczyć. Wiecie, to drugi związek w moim życiu. Poprzedni trwał trzy lata. Wciąż nie umiem zmienić pewnych przyzwyczajeń. A on.... On jest starszy. On już wie czego oczekuje, wie czego szuka. Tylko ja... ja chce być akceptowana jako ja. Ale dziś powiedział mi komplement. Może nawet tego nie zauważył, ale ja schowałam go głęboko w serduszku - stwierdził że tak ślicznie wyglądam a on wyjeżdża i mnie zostawia i pewnie już na dworcu coś wyrwę. Czy jakoś tak. Nie od razu zrozumiałam znaczenie tego, co powiedział, ale jak to przypomniałam sobie później, zrobiło mi się bardzo miło.
On prędzej powie coś co mnie zaboli, niż komplement, często tak po prostu wcale nie chcąc mnie krytykować.
Kocham go, ale to trudne uczucie. Musimy się nauczyć sobie ufać. Musimy się dokładnie poznać i polubić nawzajem swoje wady.
W sylwestra po alkoholu powiedział mi że też mnie kocha. Ale szczerze marzę by usłyszeć to znów od niego, by nie być znów pierwszą która to powie.

Boli mnie dziś pół dnia brzuch. To pewnie przez to że oczyszcza się z tego koszmarnego jedzenia, jakie musiałam jeść przez ostatni tydzień. Dzisiaj dzień zaczęłam jak zawsze od kawy a potem liczi i mandarynki i dwie kromki razowego chleba. czyli 150Kcal a w owocach nie mam pojęcia ile bo nie wiem ile wagowo było T.T Ale kupiłam też trzy mrożonki na zupy, więc od jutra mogę zacząć prawdziwą dietę ^^
No i... przyznam się ze wstydem że wypiłam też dziś jednego energetyka mojito, zgodnie z opakowaniem 118 kcal.
Mam ten problem że z natury mam strasznie niskie ciśnienie i kawa i energetyki to jedyny sposób żebym nie była ciągle śpiąca. Miesiąc temu odstawiłam energole, bo to puste kalorie gazowane, i piłam tylko kawę, ale dzisiaj byłam taka senna na mieście @.@
Tylko przez ten ból brzucha w końcu nic dzisiaj nie ćwiczyłam><

Tyle się zmieniło w ciągu ostatnich miesięcy...
Ten nowy rok....
Będzie perfekcyjny.


wtorek, 6 stycznia 2015

3

Wczoraj wreszcie kupiłam owoce. Także bilans miałam taki że zjadłam trochę makaronu z sosem, tak jakoś na 350kcal, i trochę liczi. Uwielbiam Liczi. Nie mam pojęcia ile kalorii to było, ale pewnie w 600 się zmieściłam.
ćwiczenia - 200 kcal
Podobno podczas godziny zakupów spala się jakieś 135 kcal. Jak łaziłam wczoraj po sklepach przez 3h, to mogę policzyć że spaliłam powiedzmy 400? Jak myślicie?

Dzisiaj na razie wypiłam kawę i pewnie znowu zjem makaron z sosem i szpinakiem. Szpinak też lubię. W ogóle nie mogę się doczekać tej diety warzywnej, ale cóż, faceci wymagają większej ilości kalorii. Więc niech se ma te pełne obiady, ja też mogę trochę podskubać. Jutro jedzie, więc będę mogła od razu przejść na dobre bilanse @.@

niedziela, 4 stycznia 2015

2

Dzień drugi bloga i już problemy ><

Musiałam go założyć jeszcze raz, bo nie zapisałam sobie g-maila na jaki go założyłam i nie dało się zalogować. W końcu odpuściłam i założyłam nowego, tym razem zapisałam go jednak na wszelki wypadek >.>' Taka głupia ja...

Wczoraj w końcu zjadłam jedną kanapkę i ciasteczko. No i dopiłam do 3 litrów wody. Więc ogólnie bilans nie był zły. Jedyne co to nie ćwiczyłam wcale, ale chociaż byłam na spacerze>.>'

Dzisiaj zjadłam zupę, według opakowania około 300 kcal, plus cheeseburgera, razem będzie 600. Ale to wszystko dziś, więc też jest dobrze. Najważniejsze to utrzymać się poniżej 700, 600 jest dobrze, chociaż 500 byłoby lepiej. No i woda, woda, woda. Do tej pory trzy litry.

Jak tylko mój chłopak wyjedzie przechodzę na dietę z zup warzywnych, wczoraj to rozkminiłam. Kalorii to nie ma prawie wcale, jest super lekkostrawne i oczyszczające. A i zawiera masę witamin - o ile oczywiście są to zupy na wodzie, bez rosołu. No i mandarynki. Mają może trochę cukru, ale super oczyszczają i odchudzają. Uwielbiam mandarynki jak i wszystkie owoce.

Miałam wczoraj mocne spięcie z moim chłopakiem. O głupoty. On się trochę za łatwo denerwuje, a ja zbyt łatwo załamuję się własną niedoskonałością. Ale już niedługo. Dieta, ćwiczenia, absolutna kontrola.

Chudości.

sobota, 3 stycznia 2015

1

Może tym razem mi się uda...

Nowy rok to nowe postanowienia. Zwykle coś udawało mi się osiągnąć. Tym razem tylko muszę się bardziej postarać. Wiem że nie będzie łatwo.
Za mało ćwiczę, ale to da się naprawić. Chociaż przydałaby się siłownia, ale póki co mnie nie stać - na razie muszę jeszcze znaleźć pracę. Mam na oku jedno miejsce, proszę, trzymajcie kciuki. Jakbym się tam dostała to znaczna część moich problemów by się rozwiązała.

Coś o mnie.... Na imię mam Marie, przynajmniej tutaj. Może również i w rzeczywistości. Ale nie chcę by znalazł mnie ktoś z realnych znajomych czy rodziny - wiem że by nie zrozumieli. Mam chłopaka którego bardzo kocham - chociaż mam momenty kiedy żałuję tego uczucia. To dla niego chcę być idealna, ale czuję że dla niego muszę się zmienić, i to jest trochę ciężka świadomość - bo jednak fajnie byłoby być zaakceptowaną taką jaką jestem.

W chwili obecnej ważę około 59kg. Kiedy wróciłam do Any - bo tak, już kiedyś byłam z nią blisko, jednak okazałam się słaba i uciekłam - ważyłam 64kg, więc pierwszy próg zrobiłam. Teraz będzie trudniej. Moim celem jest 45kg. Tak na początek.

Minimum moich ćwiczeń to 4 serie po 30 brzuszków rano i wieczorem. Poza tym skakanka, przysiady, rowerek.

Tylko teraz jest gorzej bo jest u mnie mój chłopak, i on namawia mnie do jedzenia. A mam za małe mieszkanie, by to co zjem zrzucić, bo usłyszy i będzie pytał. Nie chce żeby pytał. I tak ma wyrzut że wyłączam okna w przeglądarce kiedy podchodzi, ale ja boję się że dowie się o Anie. I będzie mną rozczarowany. Albo będzie miał pretensje. Bo wiem że nie zrozumie.

Dzisiaj wypiłam kawę i litr wody. Nic nie jadłam, ale boję się że to jest 'jeszcze'.

Muszę być idealna. Muszę zapanować nad tym życiem.