poniedziałek, 19 stycznia 2015

9

To była ciężka noc.
Położyłam się o północy z ambitnym planem wczesnego wstania i dobrego początku dnia. Rzeczywistość jak zwykle zweryfikowała ten plan - sąsiedzi tłukli się do 4tej jakby meble przestawiali intensywnie przy tym pokrzykując do siebie, na tyle że nie byłam w stanie zasnąć. A koło 3ciej zaczęło mi być niedobrze i tak mnie muliło do rana. Makabra.
Myślę nie no, nie wyrobię, muszę się choć trochę przespać nigdzie nie idę....
A tu ekipa remontowa zaczyna wiercić na moim piętrze!
Słodko. Oni tak od listopada wiercą.
Ale jak już wstałam stanęłam na wadze:
58,8kg!
Nareszcie zaczyna się ruszać. Chyba mój organizm się nareszcie poddał.

Poćwiczyłam z rana pół godzinki, potem kawa i śniadanie:
- kawa - 0 kcal
- ćwierć grapefruita - 25 kcal
- cieniutka kromka chleba razowego - 40 kcal
- jedno jajko na miękko - 70 kcal
Po tym wszystkim czułam się kompletnie przeżarta @.@

obiad wyglądał właściwie tak samo:
- ćwierć grapefruita - 25 kcal
- cieniutka kromka chleba razowego - 40 kcal
- jedno jajko na miękko - 70 kcal
- pomidor - 26 kcal

kolacja:
- 70 g serka wiejskiego light - 50 kcal
- zielona herbata, dużo - 0 kcal

suma: 346/600
troszkę więcej niż wczoraj, ale myślę że jest ok. Zgodnie z radą dodałam nieco nabiału do diety, może faktycznie tego mi trzeba. Zaczęły łapać mnie skurcze i bóle mięśni, więc dołożyłam tego pomidora. I o dziwo nie mam póki co napadów. Mam często ochotę na coś, ale zwykle szkoda mi pieniędzy.

Myślałam żeby się dziś wybrać do Tacamole w Złotych Tarasach, na Tacos z Guacamole i mega ostrą salsą[mniam i tylko 250kcal, a najadam się tym strasznie i metabolizm mi podkręca] ale jakoś mi się odechciało po nieprzespanej nocy. Może jutro? Jakbym się wybrała na piechotę to jest tak z 6km w jedną stronę....

ćwiczenia:
180 brzuszków
2x 30 minut ćwiczeń
4 dzień wall sit challenge
spacer
Ale jakoś na taniec nie miałam ochoty...

Łaziłam dziś za kostiumem kąpielowym. Poszukuję czegoś wygodnego, sportowego, bo nastawiam się na pływanie, a nie pokaz mody basenowej. Ale jednocześnie chce żeby ładne było. I niebieskie oczywiście.
I nic. Niby jeden przymierzyłam, ale jakoś nie dość ładny i nogawki ciut za długie[lubię bardzo spodenkowy krój, jest mi w nim wygodniej]. Trochę mi zajmie szukanie go...
Poza tym mam coraz większe wątpliwości w związku, co mnie martwi. Mogę stać się perfekcyjna, ale nie będę się dostosowywać na siłę. Nie wiem czy jestem w stanie tak naprawdę wytrzymać w tym związku. Zbyt często go nie rozumiem, zbyt często on się złości że coś jest nie tak jak on chce. Już sama nie wiem.... Dzisiaj znowu. Nie mam pojęcia o co chodzi.
Czeka mnie chyba kolejna bezsenna noc....





4 komentarze:

  1. Widzę, że mamy wspólne zamiłowanie do niebieskiego koloru c:
    Współczuję sąsiadów, u mnie w bloku często jakieś niezidentyfikowane wiercenie słyszę i na niczym nie mogę się wtedy skupić.
    Super, że waga ruszyła, a pomysł z wyjściem na tacos brzmi wspaniale, zwłaszcza, że spalisz trochę idąc taki kawałek drogi. Bilans masz mały i bardzo ładny, więc tym bardziej. Miłego dnia xoxo

    OdpowiedzUsuń
  2. Mimo wszystko się świetnie trzymasz, widać to chociażby po tym, że waga drgneła <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Śliczne bilansiki a sukcesem ze waga spadłą w dół :)
    nie ważne ile a le ze wgl :)]
    a co do prac to ci szczerze współczuję...
    powodzenia kochanie xx
    Annie

    OdpowiedzUsuń
  4. Masz strasznych sąsiadów :P Może dziś dadzą spokój i też pójdą spać?
    Trzymaj się i słodkich snów =]

    OdpowiedzUsuń