czwartek, 22 stycznia 2015

12

58,0
Cały czas w dół~!
Wszystkie pisałyście wczoraj o dniu babci. Ja.... strasznie tęsknię za swoją. Zmarła dwa lata temu. Była bardzo silną kobietą[jak wszystkie w mojej rodzinie] i tak naprawdę było mi z nią bardzo trudno. Zawsze stawiała przede mną bardzo wysokie wymagania, zawsze słyszałam porównania do mojej kuzynki, że Kasia to Kasia tamto, albo wnuczki znajomej... co z tego że Kasia miała o niebo łatwiej, bo mogła mieć korepetycje ze wszystkiego, że rodzice jej fundowali wszystko, że nie musiała się o nic martwić, podczas gdy ja musiałam na wszystko zapracować? Że ona wyjeżdżała na obozy językowe, a ja dorabiałam sobie żeby mieć na jeden wyjazd za granicę który sobie wymarzyłam? I to ja zawsze pomagałam Babci jak było trzeba, a nie idealna Kasia... Nigdy nie byłam dość dobra. Ale teraz nie wiem czy przypadkiem nie chodziło o podsycanie we mnie ambicji. Bo nauczyłam się dzięki temu walczyć i pracować na to czego pragnę.
Tęsknię za nią...

W ogóle fajna rzecz. Czuję głód ale nie chce mi się jeść. Już drugi dzień. Tylko głowa mnie cały czas boli.... zastanawiam się czy to nie z odwodnienia, bo ciągle zapominam pić. A jak brałam dzisiaj prysznic zrobiło mi się słabo o.0

MASAKRA.
Klei nie klei. Farby nie było w TRZECH naturach, a ona jest tylko w naturach, to znaczy w jednej była, ale tylko jedna, różowa T.T a w mieszkaniu wciąż cyrk na kółkach. Po rzeczy na imprezę też nie zdążyłam. Sprzątam, myślę czy tych futerałów nie zszyć po prostu. Tylko szycie zajmuje masę czasu... Ja się załamię. O 14 mam iść do znajomej, mam nadzieję że się wyrobie skoczyć wcześniej do centrum i skończyć wszystko.... ech...
O 20:15 przyjeżdża mój chłopak, zastanawiam się czy zauważy że schudłam? Mam nadzieje że tak...

Bilans:
- kawa - 0
- pół grapefruita - 50 kcal
- taco z guacamole - 250 kcal
- mogu mogu mango - 160 kcal
suma: 460/600

PS: Ja też najbardziej lubię mogu-mogu mango, ale ostatnio nie było, a ananasowy miał najmniej kalorii.

takie mięśnie takie żebra @o@

środa, 21 stycznia 2015

10 i 11

10

58,4 Kg
Chyba serio organizm się poddał ^^
Znowu ciężka noc. Przez zdenerwowanie  nie mogłam zasnąć do późna, a rano obudziłam się z potwornym bólem głowy. A jak na złość ekipa remontowa postanowiła dziś wiercić przy moich drzwiach. Popłakałam się z bólu, kompletnie nie wiedząc co ze sobą zrobić.

Jak wstałam wreszcie wzięłam tabletki, ale okazało się że nie tylko głowa mnie boli - jakie ja mam straszne zakwasy @.@ taniec jednak działa na inne mięśnie niż ćwiczenia.... Zrobiłam krótką rozgrzewkę i kilka ćwiczeń ale nie dałam rady całego planu na 30 minut, czuję się taka beznadziejna.... i obolała!>.<

śniadanie:
- kawa - 0 kcal
- ćwierć grapefruita - 25 kcal
- cieniutka kromka chleba razowego - 40 kcal
- jedno jajko na miękko - 70 kcal
- ćwierć pomidora - 7 kcal

Ogólnie muszę coś zrobić, bo zaczynam przejadać się takimi porcjami, brzuch mnie boli i robi się niedobrze. Jeść 1/8 grapefruita? Pół takiej kromki chleba?

obiad:
- Tacos z guacamole - 250 kcal

kolacja:
- sok mogu-mogu ananasowy - 130 kcal

razem: 522/600
masakra

11
58,2
Wczoraj zaczęłam wieczorem sprzątać mieszkanie, a potem padłam tak zmęczona że nawet makijażu zapomniałam zmyć, pewna że rano znów obudzi mnie wiercenie.
O dziwo nie obudziło.
Ale nie skończyłam pisać notki, którą zwykle zaczynam zaraz po śniadaniu a kończę późnym wieczorem. Teraz więc uzupełniłam resztę bilansu i piszę co dzisiaj. Przeraża mnie ta suma. Co z tego że zmieściłam się elegancko w limicie. To i tak strasznie dużo, w porównaniu do ostatnich bilansów T.T

Dzisiaj przez większość dnia nie byłam głodna, ale wcisnęłam w siebie pół grapefruita na poprawę metabolizmu. Potem mała porcja sałatki z tuńczykiem i szpinakiem i super sok: kiwi, brzoskwinia i pomarańcza. Pycha, chociaż część zostawiłam. Powinnam była się ograniczyć do soku - jutro tak zrobię.

W sobotę mam imprezę, tylko szkoda że nie udało mi się do niej porządnie wychudnąć. Jutro tylko grapefruit i sok, a dziś wypiję jeszcze herbatkę przeczyszczającą. Za dużo zjadłam przez te dwa dni, czuję się jak wieloryb.

bilans:
- pół grapefruita - 50 kcal
- kawa - 0 kcal
- sałatka z tuńczykiem i szpinakiem - 200 kcal
- sok kiwi, brzoskwinia, pomarańcza - 80 kcal
- 200g liczi - 150 kcal
- herbata z korą kruszyny - 10 kcal[?]
suma: 490/600
znowu dużo.

Popełniłam dziś głupi błąd -  zadzwoniłam do mojego byłego. Wstyd i hańba, bo, cholera, tęsknię za nim. Nie był idealny, ale jego podejście do mnie... Codziennie mówił, że jestem piękna, że mnie kocha i komplementował, że ładnie wyglądam. Brakuje mi tego strasznie. Gdyby był jeszcze ciut bardziej ogarnięty i odpowiedzialny.... ech. Ale w końcu to był mój wybór.

W ogóle ciągle mnie boli głowa. Zastanawiam się czy to kwestia niedospania czy jakiś braków?

Wczoraj kupiłam wreszcie filc i zaczęłam robić pokrowce na telefony. Niestety klej jaki kupiłam okazał się nie trzymać filcu i jutro jadę po taki typowo do tkanin. Ech.... w piątek przyjeżdża mój chłopak... Tak mało czasu tak dużo do zrobienia....
Do tego czasu muszę wysprzątać mieszkanie bo będzie truł, przygotować wszystko na imprezę i skończyć dwa pokrowce i zafarbować włosy bo już nie mają tego odcienia co lubię, no i je podciąć.... teoretycznie powinnam zdążyć o ile nie będę się lenić jutro.
Tylko przez to wszystko nie mam czasu na ćwiczenia, jedyne co to wall sit challenge uparcie robię i spaceruję w miarę możliwości.... A! Kupiłam sobie wczoraj buty! Niestety zapomniałam, że każde buty muszę rozchodzić, więc teraz ledwo chodzę przez pęcherze...
Przepraszam za tak chaotyczny wpis, ale jestem mega zmęczona i ta głowa tak boli.... Jutro obiecuję do was pozaglądać i pokomentować wszystko! A teraz się kładę bo zaraz umrę.....

jak zejdę do 50kg to kupię sobie takie...

poniedziałek, 19 stycznia 2015

9

To była ciężka noc.
Położyłam się o północy z ambitnym planem wczesnego wstania i dobrego początku dnia. Rzeczywistość jak zwykle zweryfikowała ten plan - sąsiedzi tłukli się do 4tej jakby meble przestawiali intensywnie przy tym pokrzykując do siebie, na tyle że nie byłam w stanie zasnąć. A koło 3ciej zaczęło mi być niedobrze i tak mnie muliło do rana. Makabra.
Myślę nie no, nie wyrobię, muszę się choć trochę przespać nigdzie nie idę....
A tu ekipa remontowa zaczyna wiercić na moim piętrze!
Słodko. Oni tak od listopada wiercą.
Ale jak już wstałam stanęłam na wadze:
58,8kg!
Nareszcie zaczyna się ruszać. Chyba mój organizm się nareszcie poddał.

Poćwiczyłam z rana pół godzinki, potem kawa i śniadanie:
- kawa - 0 kcal
- ćwierć grapefruita - 25 kcal
- cieniutka kromka chleba razowego - 40 kcal
- jedno jajko na miękko - 70 kcal
Po tym wszystkim czułam się kompletnie przeżarta @.@

obiad wyglądał właściwie tak samo:
- ćwierć grapefruita - 25 kcal
- cieniutka kromka chleba razowego - 40 kcal
- jedno jajko na miękko - 70 kcal
- pomidor - 26 kcal

kolacja:
- 70 g serka wiejskiego light - 50 kcal
- zielona herbata, dużo - 0 kcal

suma: 346/600
troszkę więcej niż wczoraj, ale myślę że jest ok. Zgodnie z radą dodałam nieco nabiału do diety, może faktycznie tego mi trzeba. Zaczęły łapać mnie skurcze i bóle mięśni, więc dołożyłam tego pomidora. I o dziwo nie mam póki co napadów. Mam często ochotę na coś, ale zwykle szkoda mi pieniędzy.

Myślałam żeby się dziś wybrać do Tacamole w Złotych Tarasach, na Tacos z Guacamole i mega ostrą salsą[mniam i tylko 250kcal, a najadam się tym strasznie i metabolizm mi podkręca] ale jakoś mi się odechciało po nieprzespanej nocy. Może jutro? Jakbym się wybrała na piechotę to jest tak z 6km w jedną stronę....

ćwiczenia:
180 brzuszków
2x 30 minut ćwiczeń
4 dzień wall sit challenge
spacer
Ale jakoś na taniec nie miałam ochoty...

Łaziłam dziś za kostiumem kąpielowym. Poszukuję czegoś wygodnego, sportowego, bo nastawiam się na pływanie, a nie pokaz mody basenowej. Ale jednocześnie chce żeby ładne było. I niebieskie oczywiście.
I nic. Niby jeden przymierzyłam, ale jakoś nie dość ładny i nogawki ciut za długie[lubię bardzo spodenkowy krój, jest mi w nim wygodniej]. Trochę mi zajmie szukanie go...
Poza tym mam coraz większe wątpliwości w związku, co mnie martwi. Mogę stać się perfekcyjna, ale nie będę się dostosowywać na siłę. Nie wiem czy jestem w stanie tak naprawdę wytrzymać w tym związku. Zbyt często go nie rozumiem, zbyt często on się złości że coś jest nie tak jak on chce. Już sama nie wiem.... Dzisiaj znowu. Nie mam pojęcia o co chodzi.
Czeka mnie chyba kolejna bezsenna noc....





niedziela, 18 stycznia 2015

8

No to zważyłam się zaraz po wstaniu.
59,2 Kg
Za dużo T.T
Dziękuję wam bardzo za słowa wsparcia. Z tymi spotkaniami to chodzi o to że naprawdę prawie zawsze ktoś je odwołuje. Jak w nocy miałam kompletnego doła umówiłam się z inną kumpelą - rano okazało się że jednak nie może bo jej mama pracuje. Takie moje głupie szczęście. Powinnam była to przewidzieć. A i dowiedziałam się, że do znajomej, która wczoraj odwołała spotkanie, po prostu wpadli jej inni znajomi. Grunt to poznać swoje miejsce w hierarchii...

W ogóle przespałam większość dnia. Jakoś nie miałam ochoty się ruszać z łóżka, bo i po co? Mam focha na cały świat i nie wychodzę z łóżka. Świat mnie nie nie chce to ja jego też!


Spróbuję nieco usystematyzować dietę:
śniadanie
- kawa - 0 kcal
- ćwiartka grapefruita - 25 kcal
- owsianka z dodatkowymi otrębami - 100 kcal [nawet nie dałam rady jej dojeść]

obiad
- zupa jesienna - 40 kcal
- zielona kawa - 0 kcal
- zielona herbata - dzisiaj jaśminowa - 0 kcal

kolacja
- zupa jesienna -  40 kcal
- ćwiartka grapefruita - 25 kcal
- koktajl błonnik-kapsaicyna - ?
- zielona herbata - dzisiaj jaśminowa - 0 kcal

suma: 230 kcal
I to rozumiem.

Ogólnie to po prostu mi się już jeść nie chce. To fajnie, jestem na tyle silna, że umiem się odzwyczaić.
Jutro planuję wstać w miarę wcześnie i posprzątać mieszkanie. Przydałoby się wreszcie sprzątnąć u zwierzaków[jak mi się strasznie nie chce @@]. Jestem za leniwa na życie momentami...

W ogóle dzisiaj od rana boli nie szyja. Zastanawiam się czy mnie przewiało, czy po prostu krzywo spałam. Poza tym że bolą mnie nogi, ale to od ćwiczeń i cieszy mnie to niesamowicie <3

Ten blog, pisanie do Was strasznie mnie podtrzymuje na duchu. Zanika gdzieś to poczucie że jestem sama i nikogo nie obchodzę, dziękuję wam Motylki!

ćwiczenia:
180 brzuszków
3 dzień wall sit challange
taniec

Muszę nauczyć się wreszcie jakiegoś całego układu a nie wyginać się tylko po swojemu....





sobota, 17 stycznia 2015

7

Mam dość.
Tak bardzo staram się trzymać pozytywnie, głowa do góry, przecież jestem silna.
I są momenty kiedy naprawdę tak się czuję.
Ale zaraz potem zaczyna szeptać ten podły głosik z tyłu głowy.
'Przecież ty nikogo nie obchodzisz'
Depresja, moja stara przyjaciółka znów do mnie wróciła, obejmując mnie swoimi zimnymi ramionami.
Tym gorzej że teraz zamknięta jestem w czterech ścianach sama. Do kogo mam się odezwać?
Mam ochotę zniknąć.
Mam chłopaka, ale on uważa że depresja jest chorobą słabych. Że leki są bez sensu. Co, mam napisać do niego, że dostaję histerii w mieszkaniu, że walę z całej siły głową o ścianę, że mam myśli samobójcze? Tylko dlaczego czuję że on nie zrozumie? Że zamiast mnie wesprzeć znów mnie skrytykuje? Przecież obiecałam sobie że dla niego będę idealna.
Mam znajomą która też ma depresję. Miałam się z nią jutro spotkać. Ale nie, oczywiście napisała do mnie że jednak jutro nie może.
Ja wiem że to się zdarza. Tylko dlaczego to się zdarza w 95% przypadków gdy się z kimś umawiam? Okazuje się że ktoś nie ma czasu, coś mu wypadło. Po co ja w ogóle jeszcze próbuję mieć znajomych...
Boli mnie czasem gdy widzę te wszystkie smutne posty na FB. Bo myślę wtedy z zazdrością że oni chociaż potrafią to napisać. Że zawsze mają duży odzew, ileś osób od razu chce się spotkać podtrzymać na duchu.
Cokolwiek ja bym nie napisała nikogo to nie obchodzi.
Wiem że powinnam być szczęśliwa. Mam przecież to czego chciałam. Czemu więc czuję się tak źle?

Może dlatego że się staram i nie widzę efektów?
Wiecie, ja na przykład nie lubię słodyczy. Na ogół. Czasem mam ochotę, ale łatwo jest mi to przezwyciężyć.
Chipsy, orzeszki, słone przekąski? Paskudztwo po którym boli mnie brzuch.
Cola czy słodkie napoje? Mój chłopak pije Cole cały czas, a mnie to nie rusza, wolę wodę i herbatę. Kiedyś piłam dużo energoli, ale przez ostatnie dwa miesiące wypiłam może trzy.
Nie słodzę kawy ani herbaty od lat.
Nie lubię mięsa.

Lubię pieczywo. Lubię ser. I jednego i drugiego prawie nie jem. Kocham owoce i warzywa - odżywiam się głownie tym.
Ćwiczę. niedużo może, brak mi zacięcia, ale tańczę i spaceruję sporo.
Dlaczego więc waga stoi?
Dlaczego wciąż czuję się i wyglądam jak słoń?

Kupiłam dziś wagę, porządną elektroniczną. Jutro z rana pierwsze ważenie, zobaczymy jak tłusta jestem

Jedzenie dziś?
3 kromki razowego z pastą paprykową[skończyła się T.T] - 150kcal
banan - 120 kcal
pół różowego grejpfruta - 50 kcal
sok fat burn - 140 kcal
kawa - 0 kcal
zielona kawa - 0 kcal
1,5 litra zielonej herbaty - 0 kcal
1,5 litra wody - 0 kcal
koktajl błonnik-kapsaicyna - ? kcal
460/600

Powinnam zejść do 300...

ćwiczenia:
150 brzuszków
4km spacer
2 dzień wall sit challange
1h tańca

Trzymajcie się chudo....


piątek, 16 stycznia 2015

6

Cześć Kruszynki!
Trochę mnie nie było... Siedziałam u chłopaka. Usiłował mnie dokarmiać, ale byłam silna... no i ten brzuch. Jak skubnęłam nieco mięsa od razu zaczynał strasznie boleć, dzięki czemu udało mi się unikać jedzenia i to tak że w sumie miałam 3 dni głodówki, na zmianę z drobnym podskubywaniem owoców.
W którymś momencie stwierdził, że w porównaniu z nim to ja żyję na fotosyntezie i zrobiło mi się strasznie fajnie. Żebym ja jeszcze przy tym chudła....
Była u mnie wczoraj znajoma i umówiłyśmy się, że od lutego chodzimy razem na siłownie, strasznie mnie to cieszy! Na dodatek to taki karnet że mogę nielimitowanie chodzić na basen, byle w określonych godzinach - a ja wprost kocham pływać! Przydałoby się tylko kupić nowy kostium kąpielowy, bo stary jest nie dość że za duży[yupppie!] to jeszcze gumka w nim sparciała. Chciałabym kupić sobie sukimizu[to taki typowy japoński szkolny kostium do pływania] ale wychodzi trochę drogo i nie wiem czy będzie dobrze leżał, no i zamówienie takiego to straszne kombinacje...

Jutro idę na zakupy przygotowawcze do siłowni, planuję też kupić wreszcie porządną wagę.
Od dwóch dni na noc robię sobie specjalny koktajl: łyżeczka ostrej papryki, pół łyżeczki pieprzu cayeńskiego do tego czubata łyżeczka błonnika - zalewam wodą mieszam i duszkiem wypijam. Obrzydlistwo. Trochę potem piecze w żołądku. Nawet jeśli siedzę po tym jeszcze trzy godziny przy kompie nie chce mi się jeść, a przyśpieszył mi metabolizm[nareszcie].

Dzisiejszy bilans:
kawa - 0
trzy małe kanapki z razowca z ostrą pastą paprykową - około 150kcal
nieduży banan - 120kcal
granat - 100kcal? skubię go po ziarenku od wczoraj i jeszcze mi ćwiartka została.
370/600 jest okej.


ćwiczenia
150 brzuszków
rowerek w powietrzu przez 3 minuty x 2
około godzina tańca

Jak zacznę tę siłownię będzie zdecydowanie lepiej.
A co tam u was? Idę przeglądać wasze blogi^^
Trzymajcie się chudo^^

czwartek, 8 stycznia 2015

5

Doszłam dzisiaj do ciekawego wniosku. Wiecie jakie jest najwspanialsze jedzenie na świecie?

Woda.

Uwielbiam zaczynać dzień od kawy. Musi być mocna, gorzka i aromatyczna. Dzisiaj z rana przyszedł do mnie brat, to wypiłam nawet dwie. Znacie taki wynalazek jak zielona kawa? Podobno działa mega odchudzająco no i jest bardzo zdrowa. Dzisiaj kupiłam paczuszkę, ale już nie parzyłam sobie, bo stwierdziłam że jest za późno i nie zasnę. W ogóle muszę się ogarnąć i przestać spać na raty ><

Dzisiaj zjadłam dwie kromki chleba z ostrą pastą paprykową, co daje około 150kcal. Do tego zupa, około 200gram warzyw gotowanych po 40kcal na 100g, czyli 80.
razem 230kcal.
Poza tym zrobiłam tylko jedną serie na 150 brzuszków. I zaczynam ćwiczyć plank. Problem w tym że dziś dalej mnie boli brzuch cały dzień, więc po prostu nie dałam rady więcej><

W ogóle zastanawiam się czy to w porządku. Bo ja nie liczę mandarynek do bilansu, a chyba powinnam. Tyle że wiem jak mój organizm na nie reaguje - na początku zeszłego roku miałam przeboje przez mojego byłego już chłopaka i byłam w stanie jeść tylko mandarynki przez jakiś czas. Jadłam je w ilościach naprawdę ogromnych[ze 3-4kg dziennie] a tylko chudłam. Mandarynki przelatują przeze mnie szybciej niż woda. I prawdopodobnie przez nie tak mnie makabrycznie brzuch boli><

Jutro mój chłopak ma urodziny. Zastanawiam się czy do niego nie pojechać. Nikt nie powinien być sam w swoje urodziny.... Jedyny problem że nie mam dla niego prezentu i jak pojadę po prostu mnie nie będzie na niego stać....ech, co powinnam zrobić? Ale w razie czego już mam zarezerwowany transport na wieczór. Możliwe że przez kilka dni nie będę pisać i zaglądać do was motylki, wybaczcie proszę.

Najważniejsza jest perfekcja.
Trzymajcie się chudo!

środa, 7 stycznia 2015

4

Pojechał.

Pusto mi teraz strasznie. Ale też i na swój sposób dobrze, chyba potrzebuję odrobiny samotności.
Jest mi ciężko. Własna niedoskonałość mnie przeraża i przytłacza. Nie wiem czy kiedykolwiek będę w stanie sprostać jego oczekiwaniom. On sam tego nie rozumie, a ja nie umiem mu wytłumaczyć. Wiecie, to drugi związek w moim życiu. Poprzedni trwał trzy lata. Wciąż nie umiem zmienić pewnych przyzwyczajeń. A on.... On jest starszy. On już wie czego oczekuje, wie czego szuka. Tylko ja... ja chce być akceptowana jako ja. Ale dziś powiedział mi komplement. Może nawet tego nie zauważył, ale ja schowałam go głęboko w serduszku - stwierdził że tak ślicznie wyglądam a on wyjeżdża i mnie zostawia i pewnie już na dworcu coś wyrwę. Czy jakoś tak. Nie od razu zrozumiałam znaczenie tego, co powiedział, ale jak to przypomniałam sobie później, zrobiło mi się bardzo miło.
On prędzej powie coś co mnie zaboli, niż komplement, często tak po prostu wcale nie chcąc mnie krytykować.
Kocham go, ale to trudne uczucie. Musimy się nauczyć sobie ufać. Musimy się dokładnie poznać i polubić nawzajem swoje wady.
W sylwestra po alkoholu powiedział mi że też mnie kocha. Ale szczerze marzę by usłyszeć to znów od niego, by nie być znów pierwszą która to powie.

Boli mnie dziś pół dnia brzuch. To pewnie przez to że oczyszcza się z tego koszmarnego jedzenia, jakie musiałam jeść przez ostatni tydzień. Dzisiaj dzień zaczęłam jak zawsze od kawy a potem liczi i mandarynki i dwie kromki razowego chleba. czyli 150Kcal a w owocach nie mam pojęcia ile bo nie wiem ile wagowo było T.T Ale kupiłam też trzy mrożonki na zupy, więc od jutra mogę zacząć prawdziwą dietę ^^
No i... przyznam się ze wstydem że wypiłam też dziś jednego energetyka mojito, zgodnie z opakowaniem 118 kcal.
Mam ten problem że z natury mam strasznie niskie ciśnienie i kawa i energetyki to jedyny sposób żebym nie była ciągle śpiąca. Miesiąc temu odstawiłam energole, bo to puste kalorie gazowane, i piłam tylko kawę, ale dzisiaj byłam taka senna na mieście @.@
Tylko przez ten ból brzucha w końcu nic dzisiaj nie ćwiczyłam><

Tyle się zmieniło w ciągu ostatnich miesięcy...
Ten nowy rok....
Będzie perfekcyjny.


wtorek, 6 stycznia 2015

3

Wczoraj wreszcie kupiłam owoce. Także bilans miałam taki że zjadłam trochę makaronu z sosem, tak jakoś na 350kcal, i trochę liczi. Uwielbiam Liczi. Nie mam pojęcia ile kalorii to było, ale pewnie w 600 się zmieściłam.
ćwiczenia - 200 kcal
Podobno podczas godziny zakupów spala się jakieś 135 kcal. Jak łaziłam wczoraj po sklepach przez 3h, to mogę policzyć że spaliłam powiedzmy 400? Jak myślicie?

Dzisiaj na razie wypiłam kawę i pewnie znowu zjem makaron z sosem i szpinakiem. Szpinak też lubię. W ogóle nie mogę się doczekać tej diety warzywnej, ale cóż, faceci wymagają większej ilości kalorii. Więc niech se ma te pełne obiady, ja też mogę trochę podskubać. Jutro jedzie, więc będę mogła od razu przejść na dobre bilanse @.@

niedziela, 4 stycznia 2015

2

Dzień drugi bloga i już problemy ><

Musiałam go założyć jeszcze raz, bo nie zapisałam sobie g-maila na jaki go założyłam i nie dało się zalogować. W końcu odpuściłam i założyłam nowego, tym razem zapisałam go jednak na wszelki wypadek >.>' Taka głupia ja...

Wczoraj w końcu zjadłam jedną kanapkę i ciasteczko. No i dopiłam do 3 litrów wody. Więc ogólnie bilans nie był zły. Jedyne co to nie ćwiczyłam wcale, ale chociaż byłam na spacerze>.>'

Dzisiaj zjadłam zupę, według opakowania około 300 kcal, plus cheeseburgera, razem będzie 600. Ale to wszystko dziś, więc też jest dobrze. Najważniejsze to utrzymać się poniżej 700, 600 jest dobrze, chociaż 500 byłoby lepiej. No i woda, woda, woda. Do tej pory trzy litry.

Jak tylko mój chłopak wyjedzie przechodzę na dietę z zup warzywnych, wczoraj to rozkminiłam. Kalorii to nie ma prawie wcale, jest super lekkostrawne i oczyszczające. A i zawiera masę witamin - o ile oczywiście są to zupy na wodzie, bez rosołu. No i mandarynki. Mają może trochę cukru, ale super oczyszczają i odchudzają. Uwielbiam mandarynki jak i wszystkie owoce.

Miałam wczoraj mocne spięcie z moim chłopakiem. O głupoty. On się trochę za łatwo denerwuje, a ja zbyt łatwo załamuję się własną niedoskonałością. Ale już niedługo. Dieta, ćwiczenia, absolutna kontrola.

Chudości.

sobota, 3 stycznia 2015

1

Może tym razem mi się uda...

Nowy rok to nowe postanowienia. Zwykle coś udawało mi się osiągnąć. Tym razem tylko muszę się bardziej postarać. Wiem że nie będzie łatwo.
Za mało ćwiczę, ale to da się naprawić. Chociaż przydałaby się siłownia, ale póki co mnie nie stać - na razie muszę jeszcze znaleźć pracę. Mam na oku jedno miejsce, proszę, trzymajcie kciuki. Jakbym się tam dostała to znaczna część moich problemów by się rozwiązała.

Coś o mnie.... Na imię mam Marie, przynajmniej tutaj. Może również i w rzeczywistości. Ale nie chcę by znalazł mnie ktoś z realnych znajomych czy rodziny - wiem że by nie zrozumieli. Mam chłopaka którego bardzo kocham - chociaż mam momenty kiedy żałuję tego uczucia. To dla niego chcę być idealna, ale czuję że dla niego muszę się zmienić, i to jest trochę ciężka świadomość - bo jednak fajnie byłoby być zaakceptowaną taką jaką jestem.

W chwili obecnej ważę około 59kg. Kiedy wróciłam do Any - bo tak, już kiedyś byłam z nią blisko, jednak okazałam się słaba i uciekłam - ważyłam 64kg, więc pierwszy próg zrobiłam. Teraz będzie trudniej. Moim celem jest 45kg. Tak na początek.

Minimum moich ćwiczeń to 4 serie po 30 brzuszków rano i wieczorem. Poza tym skakanka, przysiady, rowerek.

Tylko teraz jest gorzej bo jest u mnie mój chłopak, i on namawia mnie do jedzenia. A mam za małe mieszkanie, by to co zjem zrzucić, bo usłyszy i będzie pytał. Nie chce żeby pytał. I tak ma wyrzut że wyłączam okna w przeglądarce kiedy podchodzi, ale ja boję się że dowie się o Anie. I będzie mną rozczarowany. Albo będzie miał pretensje. Bo wiem że nie zrozumie.

Dzisiaj wypiłam kawę i litr wody. Nic nie jadłam, ale boję się że to jest 'jeszcze'.

Muszę być idealna. Muszę zapanować nad tym życiem.